Jim Yong Kim, szef Banku Światowego, ogłosił, że wraz z końcem stycznia przestanie kierować tą instytucją. Robi to na trzy lata przed końcem kadencji, co wywołuje wiele domysłów. Z jego zapowiedzi wynika, że przejdzie do prywatnej instytucji. Nie ujawnia jednak, o którą chodzi.
„Szansa dołączenia do sektora prywatnego była niespodziewana, ale uznałem, że to droga, na której będę mógł mieć największy wpływ na wielkie problemy globalne, takie jak zmiany klimatyczne i deficyt infrastruktury na rynkach wschodzących" – napisał Kim w liście do pracowników Banku Światowego.
Podziękował im również za współpracę i stwierdził, że wielkim honorem była dla niego praca „w tej niesamowitej instytucji, pełnej przepełnionych pasją osób oddanych misji zlikwidowania ekstremalnego ubóstwa za naszego żywota".
Kim kierował Bankiem Światowym od lipca 2012 r. Nominował go na to stanowisko prezydent USA Barack Obama za namową Timothy'ego Geithnera, ówczesnego sekretarza skarbu. Za Kimem silnie lobbowała również Hillary Clinton, była sekretarz stanu – Fundacja Clintonów blisko współpracowała z fundacją Partners in Health powiązaną z Kimem. Wcześniej Jim Yong Kim był m.in. doradcą szefa Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), prezesem Dartmouth College, lekarzem, antropologiem oraz... organizatorem protestów przeciwko Bankowi Światowemu.
Ponieważ Kim nie miał wcześniej doświadczenia w instytucjach finansowych ani w pracy w krajach rozwijających się, poluzowano dla niego kryteria pozwalające zdobyć tę posadę. Kierując Bankiem Światowym, miał jednak osiągnięcia, np. skłonił jego państwa członkowskie do zwiększenia budżetu tej instytucji w zeszłym roku o 13 mld dol.