Panteon sterników polityki pieniężnej

Najsłynniejszy bodaj z szefów banków centralnych, były prezes Rezerwy Federalnej Alan Greenspan, z powodu kryzysu popadł w niełaskę. Jednak szefowie głównych banków centralnych cieszą się ogromnym prestiżem w świecie finansów

Publikacja: 07.01.2011 03:02

Panteon sterników polityki pieniężnej

Foto: Archiwum

grzegorz siemionczyk

Prezesów Rezerwy Federalnej i Europejskiego Banku Centralnego określa się dziś często mianem – odpowiednio – pierwszej i drugiej najważniejszej osoby w świecie finansów. Są oni jedynymi bodajże zachodnimi urzędnikami o tak wysokiej pozycji, których mandat nie pochodzi z wyborów powszechnych. Stąd na spoczywającą w ich rękach władzę, której nie towarzyszy konieczność zabiegania o przychylność społeczeństwa, z zazdrością spoglądają politycy.

[wyimek]Najsłynniejszym urzędującym dziś bankierem centralnym jest prezes Rezerwy Federalnej Ben Bernanke[/wyimek]

Nie zawsze jednak tak było. Choć decyzje zapadające w bankach centralnych od dziesięcioleci mają dla uczestników życia gospodarczego jednakowo duże znaczenie, prezesi tych instytucji dawniej nie pełnili roli ich wizytówek. Obrazuje to anegdotka, którą w swojej książce poświęconej Johnowi Maynardowi Keynesowi przytacza historyk Peter Clarke. Gdy przed 80 laty brytyjska komisja badająca przyczyny narastającego wówczas kryzysu finansowego wezwała na pierwszego świadka Montagu Normana, ówczesnego gubernatora Banku Anglii, ten wysłał na przesłuchanie swojego zastępcę, sam zaś położył się do łóżka. Dziś prezesi banków centralnych starają się w kluczowych momentach przekazywać rynkom swoje poglądy na temat stanu gospodarki oraz zamiary, nie stroniąc także od występów w telewizji. W ten sposób mogą zarządzać oczekiwaniami inflacyjnymi aktorów życia gospodarczego, które z kolei wpływają na ich decyzje i realne wskaźniki gospodarcze.

[srodtytul]Słowa z mocą sprawczą [/srodtytul]

Najsłynniejszym urzędującym dziś bankierem centralnym jest prezes Rezerwy Federalnej Ben Bernanke. W minionym roku znalazł się na ósmym. miejscu sporządzonego przez magazyn „Forbes” rankingu najpotężniejszych ludzi świata. Przed nim znaleźli się wyłącznie przywódcy państw oraz papież, a amerykański sekretarz skarbu Timothy Geithner zajął dopiero 28. lokatę. W 2009 r. miesięcznik „Time” przyznał nawet 57-letniemu szefowi Fedu tytuł osobistości roku. Więcej niż tego typu zestawienia o jego znaczeniu mówi jednak atencja, z jaką uczestnicy rynków analizują każde jego słowo.

Świeżym przykładem jest jego wystąpienie na elitarnym sympozjum w Jackson Hole w USA pod koniec sierpnia minionego roku, gdzie Bernanke oświadczył, że „jeśli okaże się to konieczne, Federalny Komitet Otwartego Rynku jest gotów dostarczyć gospodarce dodatkowych bodźców monetarnych na drodze niekonwencjonalnych działań”. To mgliste sformułowanie odczytano jako zapowiedź drugiej rundy tzw. ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE), czyli zakupu przez bank centralny za dodrukowane pieniądze aktywów. Zanim na początku listopada Fed rzeczywiście podjął ten krok, na giełdzie doszło już do znacznej zwyżki cen akcji, a dolar osłabił się wobec koszyka głównych walut o niemal 9 proc. Obie tendencje uważa się za jedne z celów programu QE.

O pozycji Bernankego w dużej mierze przesądza rola, jaką w światowym systemie finansowym pełni kierowana przez niego instytucja. Świadczy o tym choćby to, że oprócz niego we wspomnianym rankingu „Forbesa” spośród bankowców centralnych znaleźli się tylko szefowie innych kluczowych instytucji: Zhou Xiaochuan z Ludowego Banku Chin (na 11. miejscu), Jean-Claude Trichet z Europejskiego Banku Centralnego (15.) i Masaaki Shirakawa z Banku Japonii. Wpływowe stanowisko nie wyjaśnia jednak w pełni uznania, jakim się oni cieszą.

[srodtytul]Właściwa osoba we właściwym miejscu [/srodtytul]

Bernanke, zasiadający w fotelu prezesa Fedu od 2006 r., jest powszechnie uważany za „właściwą osobę na właściwym miejscu i we właściwym czasie”. Swoją karierę akademicką, zakończoną w 2002 r. na Uniwersytecie Princeton, poświęcił w dużej mierze badaniom nad Wielkim Kryzysem z lat 30.

XX w., który został pogłębiony wskutek błędów młodego wówczas amerykańskiego banku centralnego. Gdy pod koniec 2007 r. stało się oczywiste, że pęknięcie bańki na rynku nieruchomości zagraża całemu systemowi finansowemu, pod kierownictwem Bernankego Fed rozpoczął rundę gwałtownych cięć stóp procentowych. Wraz z rozwojem wydarzeń ustanowił wiele linii kredytowych dla instytucji finansowych, efektywnie zastępując zamrożony rynek międzybankowy. Zwieńczeniem antykryzysowych inicjatyw Rezerwy Federalnej były dwie rundy tzw. ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej, czyli skupu za dodrukowane pieniądze aktywów, głównie papierów wartościowych zabezpieczonych kredytami hipotecznymi oraz obligacji skarbowych.

Wśród ekspertów największe uznanie wzbudziły jednak stosunkowo mało nagłośnione dolarowe linie swapowe, które amerykański bank centralny na przestrzeni ostatnich lat otwierał dla wielu swoich zagranicznych odpowiedników, aby pomóc im utrzymać płynność na rynku międzybankowym. Część z tych linii, pozwalających na nieodpłatną wymianę walut pomiędzy władzami pieniężnymi, pozostaje aktywna. Krok ten potwierdził, że Fed jest w pewnym sensie światowym bankiem centralnym. – Nie zamierzałem być prezesem Rezerwy Federalnej, który sprawował ten urząd w trakcie drugiego wielkiego kryzysu – oświadczył w lipcu 2009 r. Bernanke.

Działania te mają oczywiście licznych krytyków, w tym tak prominentnych, jak John. B. Taylor, twórca znanej reguły ustalania stóp procentowych. Według niego w pierwszej fazie kryzysu Fed źle zdiagnozował problemy sektora finansowego: uznał, że banki nie chcą sobie wzajemnie pożyczać, ponieważ brakuje im płynności, podczas gdy był to przede wszystkim skutek wzrostu ryzyka kontrahenta wynikający z niepewności, co znajduje się w bilansach ich partnerów biznesowych. Ostre łagodzenie polityki pieniężnej nie mogło więc bankom pomóc, poskutkowało natomiast tąpnięciem kursu dolara, co z kolei doprowadziło do skoku cen ropy naftowej, który uderzył w realną gospodarkę – argumentuje Taylor. Niezależnie od tego, na ile uzasadnione są te zarzuty, obecnemu przewodniczącemu Fedu nie można odmówić odwagi i kreatywności w walce z kryzysem.

[srodtytul]Za wąskie kompetencje[/srodtytul]

To pokazuje jednak, że sława prezesów amerykańskiego banku centralnego wynika z dość dużej swobody ich działania, odzwierciedlającej szerokie kompetencje tej instytucji na tle innych banków centralnych. Dzięki temu zarówno Bernanke, jak i jego poprzednik Alan Green- span mogli się wsławić emocjonującymi akcjami ratunkowymi dla instytucji finansowych (pod wodzą tego ostatniego Fed zaaranżował w 1998 r. pomoc dla funduszu hedgingowego Long-Term Capital Management). W efekcie, choć gospodarka strefy euro jest większa niż USA, rola Tricheta, kierującego EBC od 2003 r., jest mniejsza, niż jego amerykańskich kolegów. Pole jego manewru zawężają nie tylko unijne traktaty, ale też duże różnice w dynamice rozwoju poszczególnych państw eurolandu oraz ich polityce fiskalnej. jednocześnie to właśnie umiejętność funkcjonowania w tych warunkach zaskarbiła mu uznanie.

Były gubernator Banku Francji, uważany za konserwatystę w sprawach polityki pieniężnej, zdołał wyrobić sobie opinię niezależnego od politycznych presji. Rysa na tej reputacji pojawiła się dopiero w maju 2010 r., gdy EBC nagiął obowiązujące go reguły i rozpoczął skup obligacji skarbowych państw z obrzeży strefy euro, aby zbić ich rentowność i zastopować w ten sposób kryzys fiskalny. Decyzję tę skrytykował m.in. Axel Weber, prezes Bundesbanku, uważany za najpoważniejszego kandydata na następce Tricheta, którego ośmioletnia kadencja upływa pod koniec tego roku.

Z niezależności zasłynął również poprzednik Tricheta Wim Duisenberg, który wcześniej przez 15 lat kierował holenderskim bankiem centralnym. „Słyszę, ale nie słucham” – odpowiedział w 2001 r. politykom, którzy uważali, że EBC powinien poluzować politykę pieniężną w odpowiedzi na spowolnienie gospodarcze w USA. Jako pierwszy prezes tej instytucji Duisenberg uchodzi także za kluczową postać w procesie wdrażania wspólnej unijnej waluty. Ewolucji euro od wirtualnej jednostki rozliczeniowej do pełnoprawnej jednostki płatniczej nie towarzyszyły zawirowania gospodarcze, jakie wieszczyli eurosceptycy. To, wraz z ostrożnością i związaną z tym przewidywalnością decyzji obu dotychczasowych prezesów, zadecydowało o wiarygodności EBC i nowej waluty.

[srodtytul]Pogromcy inflacji i deflacji [/srodtytul]

Oprócz Duisenberga do najsłynniejszych emerytowanych szefów banków centralnych należą Paul Volcker oraz Toshihiko Fukui. Pierwszy z nich kierował Fedem przez dwie kadencje w latach 1979 – 1987 i stał się symbolem walki z inflacją, z jaką USA zmagały się na przełomie lat 70. i 80. Znany był również jako zwolennik surowej regulacji banków. Z powodu rygorystycznej polityki pieniężnej (w pewnym momencie główna stopa procentowa sięgnęła 20 proc.) Volcker był jednak najbardziej niepopularnym wśród Amerykanów prezesem w historii tamtejszego banku centralnego. Z kolei Fukui jako gubernator Banku Japonii w latach 2003

– 2008 na kilka lat położył kres deflacji, z jaką Kraj Kwitnącej Wiśni zmaga się z przerwami od końca lat 90. W tym celu prowadził innowacyjną wówczas – a dziś powszechną - politykę zerowych stóp procentowych oraz ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej.

Najwyższe miejsce w panteonie bankowców centralnych ostatnich dziesięcioleci należy jednak zapewne do wspomnianego Alana Greenspana, w mediach i w środowisku bankowców określanego mianem Maestro (także z powodu jego muzycznych zainteresowań). Humorystycznym dowodem na to, z jaką nabożnością traktowano jego opinie, może być „wskaźnik teczki”, który wymyśliła telewizja CNBC. Kamery śledziły przewodniczącego w drodze na posiedzenie FOMC, aby widzowie mogli ocenić wygląd jego teczki. Jeśli była gruba, miało to jakoby oznaczać, że USA czeka podwyżka stóp procentowych, na co Greenspan potrzebował długiego uzasadnienia.

Respekt, jakim cieszył się poprzednik Bernankego w ostatnich latach swojego urzędowania, wynikał częściowo z tego, że pozostawał na tym eksponowanym stanowisku niemal przed dwie dekady (w latach 1987 –

2006). To jednak, że był na nie pięciokrotnie wybierany przez prezydentów różnych opcji politycznych, wskazuje, że uważano go za zręcznego sternika polityki pieniężnej. Greenspan dowiódł tego już w dwa miesiące po swej pierwszej nominacji, gdy ograniczył następstwa załamania giełdowego z października 1987 r. Uważa się także, że to dzięki jego polityce dwie przedkryzysowe dekady były okresem nadzwyczajnej stabilności amerykańskiej gospodarki. Inflacja bazowa pozostawała niska, a dwie recesje, jakie przypadły na ten okres, były wyjątkowo płytkie.

[srodtytul]Do dziś jednak gwiazda [/srodtytul]

Greenspana przygasła. Były prezes Fedu znalazł się na czele sporządzonej przez magazyn „Time” listy 25 osób winnych wybuchu kryzysu. Zarzuca się mu, że w latach 2001 – 2006 prowadził zbyt łagodną politykę pieniężną, co było jedną z przyczyn powstawania bańki na rynku nieruchomości. Przede wszystkim jednak krytykuje się go za zrodzenie wśród uczestników rynków tzw. pokusy nadużycia, czyli przekonania, że w razie jakichkolwiek problemów władze będą gotowe ich wesprzeć. To przeświadczenie, skłaniające ich do podejmowania nadmiernego ryzyka, bazowało na kilku wypowiedziach Greenspana, w których dał on do zrozumienia, że bank centralny nie może oceniać słuszności rynkowych tendencji, a więc także przeciwdziałać powstawania baniek spekulacyjnych, ale musi być gotów po nich posprzątać, gdy pękną. W efekcie pod jego wodzą Fed niechętnie korzystał z narzędzi regulacyjnych, które miał do dyspozycji.

[srodtytul]Wschodzące gwiazdy[/srodtytul]

Nic dziwnego, że dziś w centrum uwagi znajdują się bankowcy, którzy w swoich poglądach wydają się przeciwieństwem Greenspana, nawet jeśli nie zajmują tak eksponowanych stanowisk. Najlepszym przykładem jest Stanley Fischer, gubernator Banku Izraela, którego firma analityczna Euromonitor okrzyknęła w tym roku najlepszym prezesem banku centralnego. Współautor znanego w Polsce podręcznika do makroekonomii otwarcie przyznaje, że rozpoczęty w sierpniu 2009 r. cykl podwyżek stóp procentowych ma na celu schłodzenie koniunktury na izraelskim rynku nieruchomości. W pewnym sensie Fischerowi łatwo prowadzić tego typu eksperymenty, bowiem o wysokości stóp procentowych w Izraelu decyduje samodzielnie. To jednak sprawia też, że potrzebuje on zaufania uczestników życia gospodarczego w większym stopniu niż inni prezesi banków centralnych, którzy mogą się wspierać autorytetem kierowanej przez siebie instytucji. W powszechnej opinii trudna sztuka budowania własnej wiarygodności Fischerowi się udała, m.in. za sprawą jego obycia w świecie finansów. Zanim w 2005 r. objął stery polityki pieniężnej Izraela, był m.in. głównym ekonomistą Banku Światowego, zastępcą dyrektora zarządzającego MFW i wiceprezesem Citigroup.

Podobną do Fischera politykę prowadzi obecnie także Glenn Stevens, gubernator Banku Rezerw Australii (RBA) od 2006 r. Instytucja ta przystąpiła do zaostrzania polityki pieniężnej po kryzysie jako druga po Banku Izraela, także wskazując na nadmierne zwyżki cen domów. Uznanie ekspertów wzbudziły jednak przede wszystkim decyzje Stevensa przed i w trakcie kryzysu. Jeszcze w I połowie 2008 r., gdy Fed ciął już stopy procentowe, RBA zaostrzał politykę pieniężną, co było wówczas przedmiotem krytyki australijskich polityków.

Z czasem okazało się jednak, że wysoki poziom stóp procentowych pozwolił Stevensowi na ich gwałtowne cięcie, gdy gospodarka zaczęła hamować, dzięki czemu udało się zapobiec recesji. Tymczasem część zachodnich banków centralnych musiała się uciec do niestandardowych programów stymulacyjnych, gdy obniżki kosztu pieniądza do poziomu bliskiego zera okazały się niewystarczające.

Za wschodzącą gwiazdę światowej polityki pieniężnej uchodzi też Mark Carney, gubernator Banku Kanady. Ten najmłodszy spośród szefów banków centralnych państw G8 (ma 45 lat) jest zarazem jedynym, który znalazł się w czołówce tegorocznego rankingu najbardziej wpływowych liderów magazynu „Time”. Byłego wieloletniego pracownika banku inwestycyjnego Goldman Sachs chwali się przede wszystkim za łagodny przebieg recesji w Kanadzie, a także za nacisk, jaki kładzie na stabilność sektora finansowego. Dziś kanadyjskie banki uchodzą za jedne z najbezpieczniejszych na świecie.

grzegorz siemionczyk

Prezesów Rezerwy Federalnej i Europejskiego Banku Centralnego określa się dziś często mianem – odpowiednio – pierwszej i drugiej najważniejszej osoby w świecie finansów. Są oni jedynymi bodajże zachodnimi urzędnikami o tak wysokiej pozycji, których mandat nie pochodzi z wyborów powszechnych. Stąd na spoczywającą w ich rękach władzę, której nie towarzyszy konieczność zabiegania o przychylność społeczeństwa, z zazdrością spoglądają politycy.

Pozostało 97% artykułu
Banki
Prezes NBP Adam Glapiński: Sektor bankowy słabo pełni swoją podstawową funkcję
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Banki
EBC znów obciął stopę depozytową. Czwarty raz w 2024 roku
Banki
Niespodziewany ruch banku centralnego Szwajcarii ws. stóp procentowych
Banki
Szwajcarski bank centralny tnie stopy mocniej niż się spodziewano
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Banki
Ludwik Kotecki, RPP: Adam Glapiński złamał naszą dżentelmeńską umowę