Wśród ekspertów największe uznanie wzbudziły jednak stosunkowo mało nagłośnione dolarowe linie swapowe, które amerykański bank centralny na przestrzeni ostatnich lat otwierał dla wielu swoich zagranicznych odpowiedników, aby pomóc im utrzymać płynność na rynku międzybankowym. Część z tych linii, pozwalających na nieodpłatną wymianę walut pomiędzy władzami pieniężnymi, pozostaje aktywna. Krok ten potwierdził, że Fed jest w pewnym sensie światowym bankiem centralnym. – Nie zamierzałem być prezesem Rezerwy Federalnej, który sprawował ten urząd w trakcie drugiego wielkiego kryzysu – oświadczył w lipcu 2009 r. Bernanke.
Działania te mają oczywiście licznych krytyków, w tym tak prominentnych, jak John. B. Taylor, twórca znanej reguły ustalania stóp procentowych. Według niego w pierwszej fazie kryzysu Fed źle zdiagnozował problemy sektora finansowego: uznał, że banki nie chcą sobie wzajemnie pożyczać, ponieważ brakuje im płynności, podczas gdy był to przede wszystkim skutek wzrostu ryzyka kontrahenta wynikający z niepewności, co znajduje się w bilansach ich partnerów biznesowych. Ostre łagodzenie polityki pieniężnej nie mogło więc bankom pomóc, poskutkowało natomiast tąpnięciem kursu dolara, co z kolei doprowadziło do skoku cen ropy naftowej, który uderzył w realną gospodarkę – argumentuje Taylor. Niezależnie od tego, na ile uzasadnione są te zarzuty, obecnemu przewodniczącemu Fedu nie można odmówić odwagi i kreatywności w walce z kryzysem.
[srodtytul]Za wąskie kompetencje[/srodtytul]
To pokazuje jednak, że sława prezesów amerykańskiego banku centralnego wynika z dość dużej swobody ich działania, odzwierciedlającej szerokie kompetencje tej instytucji na tle innych banków centralnych. Dzięki temu zarówno Bernanke, jak i jego poprzednik Alan Green- span mogli się wsławić emocjonującymi akcjami ratunkowymi dla instytucji finansowych (pod wodzą tego ostatniego Fed zaaranżował w 1998 r. pomoc dla funduszu hedgingowego Long-Term Capital Management). W efekcie, choć gospodarka strefy euro jest większa niż USA, rola Tricheta, kierującego EBC od 2003 r., jest mniejsza, niż jego amerykańskich kolegów. Pole jego manewru zawężają nie tylko unijne traktaty, ale też duże różnice w dynamice rozwoju poszczególnych państw eurolandu oraz ich polityce fiskalnej. jednocześnie to właśnie umiejętność funkcjonowania w tych warunkach zaskarbiła mu uznanie.
Były gubernator Banku Francji, uważany za konserwatystę w sprawach polityki pieniężnej, zdołał wyrobić sobie opinię niezależnego od politycznych presji. Rysa na tej reputacji pojawiła się dopiero w maju 2010 r., gdy EBC nagiął obowiązujące go reguły i rozpoczął skup obligacji skarbowych państw z obrzeży strefy euro, aby zbić ich rentowność i zastopować w ten sposób kryzys fiskalny. Decyzję tę skrytykował m.in. Axel Weber, prezes Bundesbanku, uważany za najpoważniejszego kandydata na następce Tricheta, którego ośmioletnia kadencja upływa pod koniec tego roku.
Z niezależności zasłynął również poprzednik Tricheta Wim Duisenberg, który wcześniej przez 15 lat kierował holenderskim bankiem centralnym. „Słyszę, ale nie słucham” – odpowiedział w 2001 r. politykom, którzy uważali, że EBC powinien poluzować politykę pieniężną w odpowiedzi na spowolnienie gospodarcze w USA. Jako pierwszy prezes tej instytucji Duisenberg uchodzi także za kluczową postać w procesie wdrażania wspólnej unijnej waluty. Ewolucji euro od wirtualnej jednostki rozliczeniowej do pełnoprawnej jednostki płatniczej nie towarzyszyły zawirowania gospodarcze, jakie wieszczyli eurosceptycy. To, wraz z ostrożnością i związaną z tym przewidywalnością decyzji obu dotychczasowych prezesów, zadecydowało o wiarygodności EBC i nowej waluty.