W skład G7 wschodzą Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Japonia, Włochy, Francja, Niemcy i Kanada.
Przypomniano, że to banki właśnie wywołały kryzys, który nęka świat od 2008 roku, a brytyjski minister finansów, George Osborne podkreślał, że nie ma na świecie banków, które są zbyt duże i ważne, by nie mogły upaść.
Tyle, że między najbogatszymi pojawiają się coraz większe rozdźwięki. W G7 panuje przekonanie, że Niemy mogłyby zrobić o wiele więcej, niż dotychczas, aby wzmocni strefę euro, która pozostaje najsłabszym ogniwem w światowej gospodarce. Z kolei władze w Berlinie obawiają się, że w przyszłości ratowanie banków europejskich może zbytnio obciążyć finanse tego kraju. Z kolei analitycy ostrzegają, że to Niemcy właśnie powinny zabrać się na poważnie za własny sektor bankowy, bo inaczej same staną w obliczu wewnętrznego kryzysu finansowego.
Japończykom uszło na sucho drukowanie pieniędzy, które ma na celu osłabienie jena. Finansowa elita świata uznała, że temu krajowi nie udało się jeszcze wyjść z kryzysu wywołanego katastrofalnym w skutkach trzęsieniem ziemi i tsunami, więc chwilowe osłabienia waluty, choć sztuczne, to jednak jest uzasadnione. Władze w Tokio jedynie usłyszały ostrzeżenie, że w żadnym wypadku nie wolno im manipulować kursem jena, a jedynie powinno wesprzeć wychodzenie z kryzysu. Nie wiadomo jednak na czym polega różnica między „manipulacją" i „wspieraniem", więc narastają obawy, że tak naprawdę Japończycy zamierzają pobudzić gospodarkę poprzez danie szansy przedsiębiorstwom, by mogły zwiększyć eksport. Tyle, że świat od dawna już naciskał Japończyków, żeby zrobili „coś" dla pobudzenia gospodarki, więc teraz G7 nie bardzo ma argumenty do upominania ich, że jen jest zbyt słaby. A dodatkowo przecież wiadomo, że i Rezerwa Federalna i Bank of England robiły dokładnie to samo wówczas, gdy dolegliwości kryzysu były najdotkliwsze.
W ostatni piątek jen był najsłabszy od 4 lat, a jego kurs wynosił powyżej psychologicznej granicy 100 jenów za dolara. Głównym powodem takiego osłabienia waluty było wykupowanie przez japońskich inwestorów zagranicznych obligacji. Było to zresztą oczekiwane od czasu, kiedy Bank Japonii ogłosił plan stymulowania gospodarki.