Komisja Europejska przedstawiła wczoraj propozycję nowelizacji dyrektywy o usługach płatniczych oraz projekt rozporządzenia o opłatach typu interchange. Na razie najwięcej emocji wywołuje druga z tych propozycji, o której pisaliśmy już w „Rz" 19 lipca.
Dziś KE potwierdziła, że chce ograniczenia opłat interchange do maksimum 0,2 proc. wartości transakcji dla kart debetowych używanych przez klientów indywidualnych oraz do maksimum 0,3 proc. dla kart kredytowych. W Polsce wynosi ona ponad 1,2 proc. Opłata interchange jest pobierana przez bank-wystawcę karty od banku obsługującego detalistę, czyli sklep czy usługodawcę, u którego zapłaciliśmy kartą. Jest główną składową kosztów ponoszonych z tytułu przyjmowania płatności kartami przez handlowców.
Zdaniem KE zawyżone opłaty interchange stanowią źródło nieuzasadnionych zysków dla banków-wystawców kart. A organizacje MasterCard i Visa, które ten system skonstruowały i firmują, dominują na rynku, bo bankom bardziej opłaca się namawiać klientów do tych kart, z których mają opłaty typu interchange, niż do innych typów płatności bezgotówkowych, które już takich korzyści im nie dają.
Ten model stosowany jest przez MasterCard i Visa od lat i zapewnił im dominację na rynku – 95 proc. płatności kartowych przypada na te dwa systemy oraz współpracujące z nimi organizacje lokalne. Tylko niewielką część rynku stanowią American Express oraz Diners Club. Bruksela, wsparta orzeczeniem unijnego sądu w Luksemburgu, walczy z tą praktyką od lat. Udało jej się uzyskać dobrowolną deklarację MasterCard i Visa, że obniżą opłaty interchange, ale tylko dla transakcji międzynarodowych. Zaprezentowany wczoraj projekt rozporządzenia obniży też opłaty w obrocie krajowym.
– Przełoży się to na niższe ceny towarów i usług – przewiduje Joaquin Almunia, unijny komisarz ds. konkurencji. Podobnie uważa unijna federacja konsumentów BEUC. Natomiast organizacje kartowe, unijna federacja banków EBF-FBE oraz niektóre krajowe organizacje konsumentów alarmują, że zyskają tylko detaliści.