Turcja, kraje Ameryki Południowej – kolejne rynki wschodzące mają problemy. Czy może to zagrozić polskiej gospodarce? Jest się czego bać?
Strach jest złym doradcą. Chodzi nie o bojaźń, ale o umiejętność przewidywania niektórych wydarzeń. Widać, że dochodzi do tzw. zarażania wśród rynków wschodzących, ale ja osobiście mam z tym pewien problem, ponieważ polska gospodarka ma mało cech wschodzącej. Mamy solidny i zdywersyfikowany wzrost gospodarczy, mamy niewielki walutowy dług banków i przedsiębiorstw, jest wprawdzie pewien dług państwa w walutach, ale znajduje się on pod kontrolą. Mamy niską inflację i dobrą sytuację fiskalną, jesteśmy mocno zintegrowani, polska gospodarka przechodzi transformację i staje się coraz bardziej cyfrowa. Niestety, w tzw. koszykach, dzielących rynki na rozwinięte i rozwijające się, jesteśmy w niektórych jeszcze klasyfikowani do tych drugich. Często traderzy są zastępowani przez roboty, więc automatycznie obrywamy rykoszetem w razie problemów Turcji, Argentyny czy krajów Azji Południowo-Wschodniej. Nasza gospodarka jest jednak w zupełnie innej sytuacji, co zawsze tłumaczymy w rozmowach z inwestorami.