Konsekwencje odczuwa cała branża. Banki w ubiegłym kwartale informowały o gwałtownym spadku przychodów z tytułu handlu walutowego, który w wielu przypadkach pogłębił zapaść datującą się od początku tego roku. Nawet Deutsche Bank, największy gracz na światowym rynku walutowym, przedstawił przychody „znacząco niższe niż w poprzednim roku", mimo że wolumen transakcji, w których uczestniczył, osiągnął w trzecim kwartale rekordową wysokość.
Banki walczą na dwóch frontach. Uspokojenie na rynkach walutowych w porównaniu z zawirowaniami z ostatnich kilku lat ograniczyło aktywność inwestorów, a dynamiczny rozwój elektronicznych platform transakcyjnych zwiększył transparentność wartego prawie 4 bln dol. dziennie rynku, przez co kupujący i sprzedający stali się miej zależni od dużych banków przy szukaniu kontrahentów.
Ponieważ łatwe zyski z pośredniczenia w transakcjach w imieniu klientów się skończyły, banki zostały zmuszone do wyścigu zbrojeń – mówią dilerzy i analitycy. Oznacza to oferowanie lepszych warunków klientom i wysokie nakłady na rozwój własnych platform elektronicznych.
– Rynek foreksowy przechodzi transformację i staje się coraz bardziej zautomatyzowany, co w oczywisty sposób powoduje, że jest też coraz bardziej konkurencyjny – mówi Fabian Eliasson, szef działu sprzedaży walutowej w Mizuho Corp. Bank w Nowym Jorku. Ten sam proces dokonał się na rynku giełdowym 20 lat temu, kiedy handel przeniósł się na platformy elektroniczne, ograniczając zyski tradycyjnych domów maklerskich.