Między pierwszym kwartałem roku 2000 a trzecim kwartałem 2013 wzrosła o 29 proc. liczba banków dużych. Banków małych, definiowanych jako podmioty posiadające aktywa równe 10 mld. dol. bądź mniejsze, jest mniej o 24 proc. Zastrzec należy, że trend nie ma nic wspólnego z rozwojem mniejszych jednostek pozwalającym na uzyskanie statusu dużego banku. Małe banki nie stają się dużymi. W 2000 roku było 8263 małych banków, trzynaście lat później 6279, jakkolwiek dużych banków przez te lata przybyło, to tylko 22 podmioty więcej, czyli 98 "zbyt wielkich by upaść". Co więcej, małe banki nie znikają ze względu na rynkowy proces konsolidacji sektora, ponieważ bodźcem do niej są urzędowe regulacje. - Konsolidacja jest zła, kiedy jest napędzana przez obciążenia regulacyjne, które sprawiają, że przetrwanie małych banków jest trudne i kosztowne - pisze w "National Review" Veronique de Rugy, ekonomistka z Mercatus Center w Arlington.

Według większości analityków trend konsolidacyjny do 2010 roku wynikał z odejścia pod koniec lat 90. od zasady New Dealu o rozłączeniu bankowości inwestycyjnej i detalicznej. Rozwiązaniem tego problemu miała być przyjęta w 2010 roku "pokryzysowa" ustawa Dodda - Franka. Robert Greene i Hester Peirce z George Mason University twierdzą, iż odniosła ona odwrotny od zamierzonego skutek, bowiem po wejściu w życie nowych przepisów, konsolidacja trwa w najlepsze, w tempie szybszym niż pod rządami "liberalnego" prawa w czasie prezydentury G. W. Busha. Zaznaczają, że koszty regulacji i gwarancji nieproporcjonalnie bardziej obciążają maluczkich niż rządzące na Wall Street finansowe tuzy.

Innymi słowy, zbyt mali, by przetrwać, znikają z rynku, zostawiając swój kawałek tortu (depozyty) do podziału silniejszej konkurencji. Tylko między drugim kwartałem 2010 roku a trzecim 2013 liczba banków małych spadła o 9,5 proc, podobny procentowo był spadek udziału w depozytach, a udział w aktywach spadł o 18,6 proc. Oznacza to, że przynajmniej pod rządami przepisów Dodda - Franka najmniejsi, jeśli traktować grupę jako całość, delewarują się w stopniu większym niż duża konkurencja.

Nadspodziewanie dobrze, nie tylko przez ostatnie trzy lata, radzi sobie wielka piątka. Przez trzynaście lat zwiększyła partycypację w depozytach z 19,5 proc. do 40 proc., wkład do aktywów sektora bankowego zwiększając z 27,5 proc. do 46,6 proc. podczas gdy małe banki zmniejszyły udział w depozytach z 40,4 proc. do 23 proc., w aktywach z 30 proc. do 18,6 proc. (reszta udziału w obu kategoriach przypada pozostałym dużym bankom) - Wydaje się, że pięć największych banków absorbuje większą część tego udziału w rynku (utraconego przez małych - przyp. red.) - twierdzą Robert Greene i Hester Peirce.