– Nie wszyscy, którzy mieli kontakt z zakażonym, musieli się zakazić. Zaufajmy doświadczeniu inspektorów, ich wiedzy – apeluje. I dodaje, że wiele pretensji powinno być kierowanych do innych służb. – Ludzie skarżą się, że nikt do nich nie dzwonił, choć wykonali test komercyjny w prywatnej przychodni, a ta nie ma obowiązku zgłaszać wyników do systemu EWP, do którego przekazuje go każde z ponad 200 laboratoriów mających kontrakt na wykonywanie testów z NFZ. Inni żądają od nas diagnozy, zwolnień lekarskich czy porad medycznych. To też blokuje infolinię i uniemożliwia inspektorom pracę – mówi. Dodaje, że działania służb opóźniają też błędy laboratoriów, np. wpisanie niepełnych danych osoby dodatniej.
Zdaniem ekspertów niewydolność sanepidu, który w całym kraju zatrudnia ok. 16 tys. osób, z czego inspektorzy epidemiologiczni to zaledwie kilkanaście procent, jest efektem całych lat zaniedbań.
– Państwowa Inspekcja Sanitarna przez lata traktowana była przez rządzących po macoszemu jako grupa urzędników od sprawiania przykrości przedsiębiorcom. Nie dostrzegano wagi tej instytucji jako służby stającej na pierwszej linii frontu w sytuacji zagrożenia epidemiologicznego. Przez lata konsekwentnie ograniczano na nią wydatki, doprowadzając do jej zagłodzenia. Już pierwsze tygodnie pandemii pokazały, że w sanepidzie brakuje i pieniędzy, i ludzi, by w pełni sprostać wyzwaniom, jakie niesie sytuacja. I choć wszyscy pracownicy ofiarnie rzucili się do walki z Covid-19, ich wysiłek nie wystarczy. Jest ich za mało i nie mają narzędzi do walki – mówi Marcin Pakulski, były prezes NFZ i specjalista zdrowia publicznego,
A Marek Posobkiewicz, który przez sześć lat był głównym inspektorem sanitarnym, a przez rok zastępcą GIS, dodaje, że sanepid przytłoczył efekt skali.
– Nikt nie był gotowy na tyle zakażeń. To największa pandemia od czasów hiszpanki – zauważa. I apeluje: – Jeśli nie możemy się dodzwonić do sanepidu, wyślijmy maila. Pomóżmy inspekcji.
Zdaniem Posobkiewicza błędem była likwidacja Państwowej Inspekcji Sanitarnej MSWiA, która w maju przeszła pod nadzór GIS. Łącząc te instytucje, resort zdrowia tłumaczył, że zadania i uprawnienia obu nie różnią się. Jednak zdaniem ekspertów osłabiło to możliwość zapobiegania zakażeniom.