Kontrole NIK zostały zaplanowane na III i IV kwartał tego roku i trwają równolegle z audytami, jakie w ramach własnej akredytacji przeprowadza Polskie Towarzystwo Patologów.
NIK zaniepokoiły doniesienia o nieprawidłowościach w zewnętrznych, komercyjnych zakładach patomorfologii, które wykonują badania dla wielu szpitali, oferując ceny nieprzystające do realiów rynkowych. Jak podczas specjalnej senackiej Komisji Zdrowia mówił prof. Andrzej Marszałek, konsultant krajowy w dziedzinie patomorfologii i prezes Polskiego Towarzystwa Patologów, niektóre firmy zewnętrzne warte co najmniej kilkaset złotych pełne badanie patomorfologiczne wyciętej piersi z guzem wyceniają na 15 zł. Tymczasem kwota ta nie wystarczy nawet na szkiełka do preparatów i bloczki parafinowe, a tym bardziej na koszty przechowywania materiału przez 20 lat. Profesor Marszałek tłumaczy, że za cenę, na którą umówiły się ze zleceniodawcą firmy sieciowe (zwane też „cateringowymi", bo odbierają i dowożą materiał do badań w pudełkach, jak w cateringu), można napisać w wyniku tylko „nowotwór" lub „nie nowotwór".
Czytaj także: NIK o sieci szpitali: nowy system, stare problemy – szpitali i pacjentów
NIK postanowiła sprawdzić, czy nieprawidłowości dotyczą tylko zakładów zewnętrznych, czy dotykają także tych działających w ramach szpitali. W sytuacji, gdy koszt oceny patomorfologicznej zaszyty jest w wycenie procedury chirurgicznej, szpitale mogą oszczędzać na drogich badaniach, szczególnie immunohistochemicznych.
Wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski przyznał, że resort zauważa ogromne różnice w standardzie przeprowadzania badań przez ośrodki referencyjne i firmy zewnętrzne. Dodał, że zdarza się, że wbrew zaleceniom Polskiego Towarzystwa Patologów zatrudniani w nich lekarze oglądają nie 5 tys. preparatów rocznie, ale 3 tys. miesięcznie, co odbija się na jakości, a badanie, za które zapłacił NFZ, trzeba powtarzać, już na koszt szpitala bądź pacjenta.