Andrzej Konieczny, dyrektor generalny Lasów Państwowych: Los bywa niełaskawy także dla Lasów Państwowych

O trudnych rozmowach z przemysłem dotyczących sprzedaży drewna, o suszy zabijającej świerki, wielkim sprzątaniu po wichurach pod Tucholą i pladze ASF mówi Andrzej Konieczny, dyrektor generalny Lasów Państwowych.

Aktualizacja: 02.12.2019 21:39 Publikacja: 02.12.2019 21:00

Andrzej Konieczny, dyrektor generalny Lasów Państwowych: Los bywa niełaskawy także dla Lasów Państwowych

Foto: materiały prasowe

Analitycy firm doradczych prognozują wyższe ceny drewna z Lasów Państwowych w przyszłorocznej sprzedaży. Czy przemysł meblarski, papierniczy, płytowy i tartaki, które szykują się do grudniowych kontraktacji surowca, mają się czego obawiać?

Niedawno podpisałem zarządzenie regulujące zasady sprzedaży drewna – będą obowiązywały tym razem w dwuletniej perspektywie. Zasadnicze reguły pozostają niezmienne. Utrzymujemy preferencje dla stałych odbiorców i sposób kształtowania cen wyjściowych w oparciu o średnią z ostatnich lat. Nie widzę zatem powodu do niepokoju. To właściwie Lasy, które na przyszły rok szykują do sprzedaży 40,3 mln m sześc. drewna, znalazły się w mało komfortowej sytuacji. Będziemy handlować surowcem w sytuacji, gdy sąsiedzi: Niemcy, Czesi, Słowacy, a nawet Szwedzi, oferują naszym przedsiębiorcom pozyskiwane u nich drewno poklęskowe, i to w ogromnych ilościach. Szacujemy, że jego zapasy mogą sięgnąć nawet 50 mln m sześc. To z pewnością wpłynie na nasze ceny.

Plan pozyskania surowca w 2019 r. przewiduje jednak mniejszą niż w dwóch ostatnich latach, kiedy więcej drewna wywoziliście ze zniszczonych wichurami Borów Tucholskich. Także rząd zapewne spróbuje uszczknąć trochę pieniędzy z Lasów dla niedomykającego się budżetu obarczonego zobowiązaniami wyborczymi.

Trudno mi sobie wyobrazić takie naciski. Nasze zobowiązania wobec fiskusa określa prawo: to m.in. należny VAT, CIT, podatki lokalne i drogowe, w tym podatek leśny, a także oczywiście dwuprocentowa danina liczona od rocznych przychodów ze sprzedaży drewna. W sumie co roku do kasy państwa i samorządów samofinansujące się gospodarstwo Lasy Państwowe wpłaca z tytułu podatków ok. 2,5 mld zł. A sprawa nieco mniejszej przyszłorocznej podaży surowca jest prosta. Rzeczywiście ostatnie dwa i pół roku były wyjątkowe ze względu na ogromną klęskę z sierpnia 2017 r. w Borach Tucholskich, gdzie nawałnica powaliła miliony drzew o łącznej masie ponad 8,6 mln m sześc. Dziś nadzwyczajna podaż wygasa, bo leśnicy kończą uprzątanie ostatnich fragmentów zniszczonych lasów, a większość poklęskowego drewna możliwego do zagospodarowania została pozyskana i zaoferowana na rynku w latach 2017–2019. Dlatego w przyszłym roku planowana sprzedaż drewna ogółem wyniesie 40,3 mln m sześc. (z czego dla przedsiębiorców przeznaczone są blisko 34 mln m sześć.), czyli nieco mniej niż w roku 2019 (40,4 mln), ostatnim nadzwyczajnym z powodu huraganu stulecia, i znacznie mniej niż w roku 2018 (44,7 mln m sześc.), czyli w szczycie prac związanych z likwidacją skutków klęski. Będzie to jednak o blisko 1 mln m sześc. więcej w porównaniu do zwykłego roku 2016, czyli ostatniego przed kataklizmem.

Przemysł domaga się znacznie więcej. A drzewiarze zarzucają Lasom, że sprzyjają wielkim koncernom, transakcje pozostały nietransparentne, a LP nie doceniają stałych odbiorców surowca. Coś jest na rzeczy, skoro wielomiesięczne burzliwe rozmowy dotyczące sprzedaży kończono w ostatniej chwili w listopadzie, bez porozumienia.

Nie wszyscy kontestują uzgodnienia. Tylko około setki podmiotów spośród 7 tys. naszych klientów biznesowych żąda, by preferencje cenowe objęły wyłącznie firmy, które mają pięcioletnią tzw. historię udokumentowanych zakupów. Domagają się też, aby podzielić pulę dostępnego surowca w proporcjach: 90 proc. dla stałych odbiorców i 10 w rynkowej ofercie, czyli do sprzedaży otwartej dla wszystkich, w tym nowych przedsiębiorców, którzy jeszcze nie kupowali drewna od LP. Moim zdaniem przyjęcie tych postulatów zabetonowałoby rynek, ograniczyło dostęp surowca dla nowo powstających firm i wreszcie – naruszyło zasadę konkurencyjności. Przed laty Lasy zapłaciły wysoką karę za stosowanie w roku 2008 zasad nadmiernie preferujących stałych odbiorców i ograniczających konkurencję na rynku. Od tego czasu nie chcemy dawać UOKiK powodów do interwencji. Nasi oponenci powinni natomiast docenić, że dbamy o utrzymanie równego dostępu do surowca dla wszystkich podmiotów. Ponadto w tym roku wyszliśmy naprzeciw części najdalej idących postulatów. Stali klienci będą mieli w 2020 i 2021 r. stabilny dostęp do 80 proc. oferowanego przez Lasy drewna (poprzednio gwarantowaliśmy 70 proc.). W obecnej procedurze sprzedaży surowca usunęliśmy też krytykowane kryterium geograficzne, które mogło utrudniać możliwości zakupienia drewna odbiorcom zaopatrującym się w dalszej okolicy.

Według prognoz przychody Lasów Państwowych ze sprzedaży drewna w 2019 będą niższe. Co tak osłabia leśny biznes?

Maksymalizacja zysku nigdy nie była priorytetem, bo nie po to powołano do życia Lasy Państwowe. Naszym zasadniczym celem pozostaje zrównoważony rozwój, który ja nazywam opieką nad przyrodniczym dziedzictwem RP. W ostatnich latach nie zawsze los sprzyjał leśnikom. Wciąż na terenach w południowo-zachodnich dyrekcji regionalnych LP drzewa osłabia i zabija susza. Zamierają zwłaszcza drzewostany świerkowe, bo drzewa te czerpią wodę poprzez płytki system korzeniowy. Fakt, że niekorzystny klimatyczny bilans wodny (brak opadów deszczu i solidnej pokrywy śnieżnej zimą oraz wysokie temperatury) utrzymuje się już od pięciu lat, będzie miał, niestety, swoje niekorzystne konsekwencje także w kolejnych dekadach. To u nas i u naszych sąsiadów powoduje wymierne straty. Oceniam też, że co najmniej do 2023 r. będziemy jeszcze usuwać skutki kataklizmu w Borach Tucholskich. Tereny poklęskowe już uprzątnęliśmy, ale teraz czas na sadzenie, by odtworzyć tamtejsze lasy. Szacujemy dotychczasowe koszty działań LP na tym obszarze na ok. 1 mld zł. Nie wszyscy wiedzą, że przy usuwaniu skutków klęski pracowało ok. 1250 leśników, w tym nowo zatrudnieni właśnie do tego celu, a wspierało ich kilka tysięcy pracowników prywatnych firm usług leśnych, dysponujących ponad 1000 maszyn, w tym 300 harwesterami, ściąganymi na pomoc nawet z Estonii. Aby odtworzyć lasy zniszczone przez huragan stulecia, posadzimy na oczyszczonych gruntach w sumie ok. 220 mln sadzonek. Odbudowujemy sukcesywnie całą infrastrukturę, w tym mosty, przepusty, ścieżki rekreacyjne, zbiorniki retencyjne. Miejscową społeczność zapewniliśmy, że po wywiezieniu całego drewna naprawimy też drogi zrujnowane przez ciężki sprzęt. Kilka nadleśnictw musi się jednak pogodzić z tym, że przez co najmniej trzy dekady, dopóki drzewa nie urosną, będą generować straty i muszą liczyć na wyrównanie z funduszu leśnego LP.

Plaga afrykańskiego pomoru świń to także zmartwienie leśników?

Już w 2014 r., jako nadleśniczy w Białowieży, znalazłem się na pierwszej linii zwalczania tej choroby. Dziś każdy pracownik leśny ma obowiązek monitorowania środowiska pod kątem zagrożeń związanych z ASF. Musi reagować, a wespół z powiatowym lekarzem weterynarii także uczestniczyć w likwidowaniu źródeł zakażenia, którymi są padłe dziki. Od 2018 r. ten monitoring przynosi efekty. Leśnicy odnaleźli do dziś w sumie ponad 4 tys. martwych zwierząt, w tym większość zarażonych ASF. Poddajemy je utylizacji zgodnie z obowiązującymi przepisami sanitarnymi. Ostatni głośny przypadek ujawnienia chorych na ASF dzików w Lubuskiem, oprócz innych, ma też poważne skutki dla Lasów. Cały teren musieliśmy odizolować kilkudziesięciokilometrowym ogrodzeniem. Prawdopodobne straty to też zablokowanie wywozu drewna pozyskanego i zgromadzonego na składowiskach na terenie nadleśnictwa, gdzie znaleziono źródło zarazy. Obszar zapowietrzony przez ASF objęty jest całkowitym zakazem wstępu. Wstrzymane są roboty leśne i transport surowca. Obliczamy, że do tej pory zwalczanie przejawów afrykańskiego pomoru świń kosztowało Lasy (od 2018 r.) ponad 2,2 mln zł, licząc tylko monitoring lasów, poszukiwanie padłych zwierząt, działania prewencyjne i edukacyjne.

Andrzej Konieczny – absolwent leśnictwa w SGGW, doktor nauk ekonomicznych. Wiedzę z finansów przedsiębiorstw pogłębiał na Uniwersytecie w Białymstoku, ukończył studia Master of Business Administration University of Illinois. Odbył też staże zawodowe w administracji leśnej Szwajcarii i Niemiec. Od połowy lat 90. pracował w strukturach LP m.in. jako nadleśniczy w Białowieży i w Regionalnej Dyrekcji LP w Lublinie, był wiceministrem środowiska w rządzie PiS

Analitycy firm doradczych prognozują wyższe ceny drewna z Lasów Państwowych w przyszłorocznej sprzedaży. Czy przemysł meblarski, papierniczy, płytowy i tartaki, które szykują się do grudniowych kontraktacji surowca, mają się czego obawiać?

Niedawno podpisałem zarządzenie regulujące zasady sprzedaży drewna – będą obowiązywały tym razem w dwuletniej perspektywie. Zasadnicze reguły pozostają niezmienne. Utrzymujemy preferencje dla stałych odbiorców i sposób kształtowania cen wyjściowych w oparciu o średnią z ostatnich lat. Nie widzę zatem powodu do niepokoju. To właściwie Lasy, które na przyszły rok szykują do sprzedaży 40,3 mln m sześc. drewna, znalazły się w mało komfortowej sytuacji. Będziemy handlować surowcem w sytuacji, gdy sąsiedzi: Niemcy, Czesi, Słowacy, a nawet Szwedzi, oferują naszym przedsiębiorcom pozyskiwane u nich drewno poklęskowe, i to w ogromnych ilościach. Szacujemy, że jego zapasy mogą sięgnąć nawet 50 mln m sześc. To z pewnością wpłynie na nasze ceny.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację