Zbyt szybkie zmiany grożą katastrofą

Trzeba pokazać górnikom racjonalną przyszłość – mówi Grzegorz Tobiszowski, europoseł, były wiceminister energii.

Publikacja: 22.09.2020 21:00

Zbyt szybkie zmiany grożą katastrofą

Foto: materiały prasowe

Rząd PiS wiele razy deklarował, że nie będzie likwidował kopalń. Tymczasem jeszcze w czasie, gdy odpowiadał pan za górnictwo w Ministerstwie Energii, zamknięte zostały fedrujące wówczas kopalnie Makoszowy czy Krupiński. Dziś wiele wskazuje na to, że konieczne będą dalsze cięcia. Czy pana zdaniem powinniśmy zamykać najsłabsze kopalnie?

Sytuacja w polskim przemyśle w 2015 r. była dramatyczna. Wielkie protesty społeczne związane z groźbą likwidacji górnictwa, a z drugiej strony potrzeba zbudowania miksu energetycznego, który byłby odpowiedzią na wyzwania ekologiczne określone przez Unię Europejską. To czas trudnych rozmów ze stroną społeczną, bankami i inwestorami oraz przedstawicielami UE, czego efektem było uzyskanie zgody na historyczne odchodzenie od węgla z polskiego systemu energetycznego przy wsparciu technologii gazowych, jądrowych czy odnawialnych źródeł energii. Najistotniejsze było przeprowadzenie tego procesu w taki sposób, by żaden z pracowników sektora wydobywczego nie stracił pracy, i tak też się stało. Co ważne, zmiany zostały wypracowane przy akceptacji wszystkim stron w atmosferze trudnego, ale skutecznego dialogu. Dziś potrzebujemy podobnej drogi.

Tylko jak pogodzić żądania górników – utrzymania przy życiu wszystkich kopalń czy reaktywacji budowy bloku węglowego w Ostrołęce – z zaostrzającą się unijną polityką klimatyczną?

Realizacja postanowień Europejskiego Zielonego Ładu powinna iść w parze z wyjaśnieniem celów, przedstawieniem argumentów oraz wypracowaniem rozwiązań akceptowalnych dla uczestników tego procesu. Należy umożliwić lokalnym interesariuszom, stronie społecznej i politykom realizację projektów transformacyjnych zgodnych z potrzebami i oczekiwaniami mieszkańców każdego kraju, każdego regionu europejskiego. Mam tu na myśli przedstawienie pracownikom sektora wydobywczego i firmom współpracującym realnego scenariusza odchodzenia od tej gałęzi przemysłu, zaproponowanie racjonalnej przyszłości, wskazanie, gdzie znajdą pracę, która przecież ma nie tylko wymiar ekonomiczny. To powinno być podstawą procesu transformacyjnego.

Polska Grupa Górnicza miała być rentownym projektem dla jej akcjonariuszy – spółek energetycznych. Tymczasem jeszcze przed wybuchem pandemii wpadła w finansowe tarapaty i dziś potrzebuje ratunku. Co poszło nie tak?

Na taki, a nie inny wynik złożyło się kilka czynników, m.in. wahania cen węgla na rynku europejskim i światowym: spadek cen o 50 proc. w ostatnich dwóch latach, dodatkowo spotęgowany przez koronawirusa, spadek zapotrzebowania na energię w Polsce, a więc i spadek zapotrzebowania na surowiec ze strony polskich elektrowni, istotny wzrost importu tańszej energii elektrycznej, zwłaszcza od największych unijnych eksporterów (Niemcy, Szwecja) dotujących wytwórców czy wzrost kosztów emisji CO2 występujący w okresach niskich cen węgla w portach ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia).

W takim razie czy polskie górnictwo może być w ogóle rentowne?

Jeśli dziś w koszcie wytwarzania 1 MWh energii z węgla niemal połowa to klimatyczny podatek unijny, to proszę mi pokazać biznes, który w takim modelu będzie rentowny. Modelu, w którym administracyjnie podwyższamy koszt energii z surowca tradycyjnego. W czasie pandemii postulowałem wraz z wieloma innymi osobami zamrożenie europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2, które dla polskiego przemysłu wynoszą 5,5 mld zł. To środki, które można przeznaczyć na inwestycje, m.in. w polską energetykę, aby stała się bardziej efektywna i ekologiczna. Należy zwrócić uwagę, że różnice hurtowych cen energii w Polsce i w krajach sąsiednich są skutkiem odmiennego miksu energetycznego, który w Polsce w dużej mierze opiera się na węglu. Pamiętajmy, że miksy energetyczne innych państw europejskich tworzyły się nawet kilkadziesiąt lat i były subsydiowane. Jak mamy z tym konkurować? Solidarność europejska powinna uwzględniać różnice i uwarunkowania poszczególnych krajów, a nie zmuszać do decyzji gospodarczych, które będą poszczególne kraje czy regiony pauperyzować.

Tymczasem nowy projekt polityki energetycznej państwa do 2040 r. zakłada szybszą ścieżkę odejścia od węgla, niż przewidywali dotąd rządzący. Jak pan ocenia ten dokument?

Droga do neutralności klimatycznej nie może przypominać wyścigu na 100 metrów, w którym jeden z zawodników ma przywiązaną kulę do nogi. Skutki społeczne zbyt szybkich, gwałtownych decyzji mogą w perspektywie kilkunastu lat okazać się katastrofalne. Musimy wspólnie zdać sobie z tego sprawę i nie dopuścić do wielu groźnych dla społeczności i gospodarki zjawisk. Jak pokazują doświadczenia naszego zachodniego sąsiada, proces transformacji przemysłu powinien być procesem głęboko przemyślanym i rozłożonym w czasie, choć to i tak nie daje gwarancji sukcesu, czego przykładem jest niemieckie miasto górnicze Gelsenkirchen, gdzie bezrobocie szacuje się dzisiaj na 18 proc. przy zagrożeniu ubóstwem ponad jednej trzeciej mieszkańców! A przecież Niemcy wydały olbrzymie środki na transformację, a i to nie zagwarantowało uniknięcia takich zjawisk jak w Gelsenkirchen.

Pana zdaniem Polska powinna zmierzać w innym kierunku niż neutralność klimatyczna?

Nikt nie ma wątpliwości, że należy podjąć wszelkie działania dotyczące ochrony klimatu. Nie możemy jednak stracić równowagi między przyrodą a człowiekiem. Nasz miks energetyczny, który wyrasta z historycznych uwarunkowań, zmienia się, o czym świadczą twarde dane. W Polsce w latach 2006–2018 udział stałych paliw kopalnych w wytwarzaniu energii elektrycznej spadł w największym stopniu w Europie, bo o 13 proc., podczas gdy w Niemczech uległ obniżeniu o 11 proc., a w całej UE o 10 proc. Natomiast należy pamiętać, że osiągnięcie przez UE wysokiego udziału OZE oraz niższego poziomu wykorzystania paliw stałych w energetyce możliwe było tylko przy utrzymaniu udziałów energetyki gazowej oraz jądrowej jako źródeł stabilizujących system. My ten proces obecnie przeprowadzamy i powinniśmy być w nim wspierani, a nie zmuszani do tego, by stać się rynkiem zbytu taniej energii z państw, które zaczęły swoją transformację w stronę OZE znacznie wcześniej niż my. Droga ku neutralności klimatycznej Europy: tak!, ale tylko w poszanowaniu specyfiki każdego, w tym naszego, kraju oraz w oparciu o racjonalność. Droga, którą przebędziemy, nie może nas doprowadzić do katastrofy społeczno-ekonomicznej. Taki scenariusz po prostu nie jest wpisany w ideę powstania UE.

Grzegorz Tobiszowski był wiceministrem energii w latach 2015–2019. Równocześnie pełnił funkcję pełnomocnika rządu ds. restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego. Obecnie jest posłem do Parlamentu Europejskiego. Wcześniej zasiadał w polskim Sejmie jako poseł PiS. W przeszłości pracował m.in. w Banku Śląskim. Od 1995 r. do 2000 r. był wiceprezydentem Rudy Śląskiej do spraw rozwoju, a w 2002 r. objął stanowisko prezesa Górnośląskiej Agencji Rozwoju Regionalnego w Katowicach. Jest absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Rząd próbuje łagodzić nastroje na Śląsku

We wtorek już ponad 100 górników protestowało pod ziemią, sprzeciwiając się rządowym planom odchodzenia od węgla w energetyce. Po południu do Katowic na spotkanie ze związkami zawodowymi przyjechała rządowa delegacja, która próbowała załagodzić nastroje. Przed zamknięciem tego wydania gazety rozmowy się nie zakończyły. Tuż przed spotkaniem wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń zaznaczył, że jego intencją jest jak najszybsze dojście do porozumienia ze stroną społeczną i zakończenie rozpoczętych w poniedziałek podziemnych protestów. W kopalniach Polskiej Grupy Górniczej protestowało w sumie 110 osób – najwięcej, bo 66 osób, w kopalni Ruda. Kolejne 31 pracowników nie wyjechało na powierzchnię w kopalni Piast-Ziemowit, a 13 w kopalni Wujek. – Służby BHP są w kontakcie z protestującymi – zapewnił Tomasz Głogowski, rzecznik PGG. Na piątek związkowcy zapowiadają manifestację w Rudzie Śląskiej. Nie zgadzają się na zamknięcie dwóch kopalń PGG i plan redukcji zużycia węgla w energetyce nawet do 11 proc. do 2040 r. z obecnych ponad 70 proc. Tymczasem o konieczności restrukturyzacji górnictwa mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, a dziś minister gospodarki w Gabinecie Cieni BCC: – W procesie tym niezbędna jest likwidacja trwale nierentownych mocy produkcyjnych. Ceny węgla z polskich kopalń, będące pochodną kosztów wydobycia, czynią go niekonkurencyjnym w odniesieniu do węgla importowanego – zaznaczył Steinhoff.

Rząd PiS wiele razy deklarował, że nie będzie likwidował kopalń. Tymczasem jeszcze w czasie, gdy odpowiadał pan za górnictwo w Ministerstwie Energii, zamknięte zostały fedrujące wówczas kopalnie Makoszowy czy Krupiński. Dziś wiele wskazuje na to, że konieczne będą dalsze cięcia. Czy pana zdaniem powinniśmy zamykać najsłabsze kopalnie?

Sytuacja w polskim przemyśle w 2015 r. była dramatyczna. Wielkie protesty społeczne związane z groźbą likwidacji górnictwa, a z drugiej strony potrzeba zbudowania miksu energetycznego, który byłby odpowiedzią na wyzwania ekologiczne określone przez Unię Europejską. To czas trudnych rozmów ze stroną społeczną, bankami i inwestorami oraz przedstawicielami UE, czego efektem było uzyskanie zgody na historyczne odchodzenie od węgla z polskiego systemu energetycznego przy wsparciu technologii gazowych, jądrowych czy odnawialnych źródeł energii. Najistotniejsze było przeprowadzenie tego procesu w taki sposób, by żaden z pracowników sektora wydobywczego nie stracił pracy, i tak też się stało. Co ważne, zmiany zostały wypracowane przy akceptacji wszystkim stron w atmosferze trudnego, ale skutecznego dialogu. Dziś potrzebujemy podobnej drogi.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację