W ciągu 11 miesięcy 2019 r. produkcja budowlano-montażowa w Polsce wzrosła o 2,8 proc. rok do roku, podczas gdy w analogicznym okresie 2018 r. notowany był niemal 20-proc wzrost. Jak zapowiada się 2020 r.?
Już kilka lat temu przewidywaliśmy w Erbudzie, że dla branży 2018 r. będzie szczytowy, a kolejne lata będą okresem stopniowego schłodzenia. Można się było tego spodziewać, biorąc pod uwagę zmniejszającą się z każdym rokiem wartość funduszy unijnych, które napędzają budownictwo w Polsce. O ile w 2018 r. było to prawie 100 mld zł, o tyle w 2019 r. już 80 mld, a w bieżącym 60–70 mld.
Na to trzeba było się przygotować. Erbud zadbał o dywersyfikację, by uniezależnić przychody od funduszy unijnych. Dzięki temu udaje nam się wypracowywać wysokie przychody. Naszym celem na kolejne dwa, trzy lata jest utrzymywanie sprzedaży na poziomie 2,1–2,3 mld zł.
Jednak nie u wszystkich generalnych wykonawców za wysokimi przychodami szła dobra rentowność, dlaczego?
W latach 2016–2018 mieliśmy do czynienia z ogromnym wzrostem inwestycji w Polsce i w całej Europie. Teoretycznie można było przewidzieć, że na skutek takiej kumulacji ceny materiałów i wykonawstwa pójdą mocno w górę, że będzie problem z pracownikami. Trudno było jednak przewidzieć skalę zwyżek. Z tego powodu wiele firm znalazło się w trudnej sytuacji. My zdecydowaliśmy się odpisać trudne kontrakty w 2018 r. Dzięki temu korzystamy z koniunktury i widać to w bieżących wynikach. Nie wszyscy zdecydowali się na taki ruch, dlatego kondycja finansowa spółek jest tak zróżnicowana.