Prezes Erbudu: Wciąż jest co budować

Jednym z najtrudniejszych zadań w prowadzeniu biznesu jest sukcesja – mówi Dariusz Grzeszczak, prezes i współzałożyciel Erbudu, firmy z pierwszej piątki generalnych wykonawców w Polsce.

Publikacja: 06.01.2020 21:00

CV Dariusz Grzeszczak założył Erbud wraz z ojcem Erykiem w 1990 r. Od 1993 r. zasiada w zarządzie fi

CV Dariusz Grzeszczak założył Erbud wraz z ojcem Erykiem w 1990 r. Od 1993 r. zasiada w zarządzie firmy. Jest członkiem zarządu Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (AHK). Ukończył Politechnikę Gdańską.

Foto: materiały prasowe

W ciągu 11 miesięcy 2019 r. produkcja budowlano-montażowa w Polsce wzrosła o 2,8 proc. rok do roku, podczas gdy w analogicznym okresie 2018 r. notowany był niemal 20-proc wzrost. Jak zapowiada się 2020 r.?

Już kilka lat temu przewidywaliśmy w Erbudzie, że dla branży 2018 r. będzie szczytowy, a kolejne lata będą okresem stopniowego schłodzenia. Można się było tego spodziewać, biorąc pod uwagę zmniejszającą się z każdym rokiem wartość funduszy unijnych, które napędzają budownictwo w Polsce. O ile w 2018 r. było to prawie 100 mld zł, o tyle w 2019 r. już 80 mld, a w bieżącym 60–70 mld.

Na to trzeba było się przygotować. Erbud zadbał o dywersyfikację, by uniezależnić przychody od funduszy unijnych. Dzięki temu udaje nam się wypracowywać wysokie przychody. Naszym celem na kolejne dwa, trzy lata jest utrzymywanie sprzedaży na poziomie 2,1–2,3 mld zł.

Jednak nie u wszystkich generalnych wykonawców za wysokimi przychodami szła dobra rentowność, dlaczego?

W latach 2016–2018 mieliśmy do czynienia z ogromnym wzrostem inwestycji w Polsce i w całej Europie. Teoretycznie można było przewidzieć, że na skutek takiej kumulacji ceny materiałów i wykonawstwa pójdą mocno w górę, że będzie problem z pracownikami. Trudno było jednak przewidzieć skalę zwyżek. Z tego powodu wiele firm znalazło się w trudnej sytuacji. My zdecydowaliśmy się odpisać trudne kontrakty w 2018 r. Dzięki temu korzystamy z koniunktury i widać to w bieżących wynikach. Nie wszyscy zdecydowali się na taki ruch, dlatego kondycja finansowa spółek jest tak zróżnicowana.

Nie widzę dla nas zagrożeń, jeśli chodzi o lata 2020–2022. Powtórzę – rynek inwestycyjny jest wciąż ogromny zarówno w Polsce, jak i w Europie. Osiągamy rentowność operacyjną rzędu 2 proc. i ambicją na kolejne lata jest wzrost wskaźnika do 3 proc., o więcej raczej będzie ciężko.

Jak teraz wygląda rynek, jeśli chodzi o koszty? Czy otwarcie granic dla Ukraińców może być dużym wyzwaniem?

Inwestycji jest dużo, niemniej rynek się kurczy, dlatego trudno oczekiwać presji na ceny materiałów czy koszty podwykonawstwa. Jeśli chodzi o słynny temat pracowników ze wschodu, że wszyscy oni ruszą dalej na zachód – trudno sobie wyobrazić, że z dnia na dzień wyjadą tysiące ludzi. To będzie rozłożone w czasie, a w kontekście stygnięcia rynków nie odbieram tego jako zagrożenia.

Jak wygląda teraz stosowanie mechanizmów waloryzacji kosztów w kontraktach?

W tej chwili problem dotyczy kontraktów, które zostały zawarte przed 2017 r., czyli przed skokowym wzrostem kosztów. Prywatni inwestorzy raczej przystawali na zmianę cen, chcąc, by projekty były realizowane w terminie i odpowiedniej jakości. Nie było to łatwe i trzeba było bardzo dobrych argumentów – tak było w naszym przypadku. Z publicznymi zamawiającymi zazwyczaj kończy się roszczeniami i sporami. W nowszych umowach z publicznymi zamawiającymi zapisy o waloryzacji mają raczej kosmetyczny charakter. Niemniej wartość tych umów uwzględnia już obecne realia rynkowe, a biorąc pod uwagę schładzanie rynku, nie spodziewałbym się kłopotów z drastycznym wzrostem kosztów. Sami zwiększyliśmy udział umów z publicznymi zamawiającymi z 5 proc. cztery lata temu do około 40 proc. obecnie – to głównie kontrakty drogowe czy na budynki użyteczności publicznej. Uważamy, że jest to bezpieczne.

Jakie są perspektywy dla poszczególnych segmentów w Polsce?

W budownictwie mieszkaniowym jest boom i myślę, że ta sytuacja utrzyma się dwa, trzy lata, bo deweloperom świetnie idzie sprzedaż. Ludzie kupują lokale do zamieszkania i w dużej części inwestycyjnie.

Rynek biurowy również wygląda bardzo dobrze, spodziewamy się utrzymania popytu na nowe budynki nie tylko w Warszawie, ale i w innych aglomeracjach.

Obserwujemy też duże zapotrzebowanie na hotele, po napływających zapytaniach prognozujemy dalszy wzrost tego rynku.

Budownictwo drogowe ma przed sobą jeszcze dobre trzy lata, potem będzie trochę gorzej – bo to rynek bezpośrednio uzależniony od finansowania unijnego.

Niewątpliwie dużym rozczarowaniem jest budownictwo energetyczne, od wielu lat o inwestycjach się tylko mówi, szczególnie jeśli chodzi o oczyszczanie spalin. W 2019 r. było wiele przetargów, które nie weszły do realizacji. To duży znak zapytania. Znacznie lepiej wygląda rynek zielonej energii, w zeszłym roku rozwiązał się worek z przetargami na farmy wiatrowe czy fotowoltaiczne. Widzimy, że tendencja jest wzrostowa i myślę, że pozyskamy jeszcze kilka zleceń.

Jakie są perspektywy, jeśli chodzi o rynki zagraniczne?

Tu upatruję przyszłości Erbudu, działalność zagraniczna przynosi około 350 mln zł rocznie, jest więc pole do popisu. Chcemy dalej rosnąć w budownictwie kubaturowym i w serwisie dla przemysłu. Niemcy, Francja, Beneluks to są kierunki rozwoju na najbliższe pięć lat.

W 2018 r. przejęliście niemiecką spółkę IVT świadczącą usługi serwisowe dla przemysłu. Czy planujecie kolejne akwizycje?

Dywersyfikacja geograficzna i pod względem obsługiwanych części budownictwa jest kluczowa i w takim kierunku idziemy. Teraz nie mamy nic konkretnego na oku, ale na pewno rozglądamy się na Zachodzie. Mamy za sobą świetny 2019 r., po trzech kwartałach mieliśmy niemal 30 mln zł zysku netto – trzeba myśleć o rozwoju.

W tym roku Erbud, założony przez pana z ojcem, świętuje 30-lecie. Co najbardziej zapisało się w pana pamięci w ciągu tych trzech dekad?

Na pewno bardzo ważnym momentem było pojawienie się w Erbudzie w 1999 r. Józefa Zubelewicza, którego dziełem jest rozwinięcie działalności na polskim rynku budownictwa ogólnego – przypomnę, że na początku koncentrowaliśmy się na Niemczech.

Pan Zubelewicz przeszedł właśnie na emeryturę, ale będzie nas dalej wspierać i nam doradzać. Ta zmiana to refleksja, że nic nie trwa wiecznie i trzeba myśleć o rozwoju firmy, o rozwoju pracowników, o sukcesji. Wydaje mi się, że to właśnie sukcesja jest jednym z najtrudniejszych zadań w prowadzeniu biznesu i często się to pomija.

W zarządzie na miejsce pana Zubelewicza wszedł Jacek Leczkowski, z którym zaczynaliśmy współpracę wiele lat temu jako z podwykonawcą. Sukcesja była starannie zaplanowana, patrzymy na przyszłość dalekowzrocznie. Wspieramy młodych ludzi, dbamy o ich rozwój.

Moja sukcesja też jest starannie przygotowywana i dojdzie do tego w stosownym momencie.

W ciągu 11 miesięcy 2019 r. produkcja budowlano-montażowa w Polsce wzrosła o 2,8 proc. rok do roku, podczas gdy w analogicznym okresie 2018 r. notowany był niemal 20-proc wzrost. Jak zapowiada się 2020 r.?

Już kilka lat temu przewidywaliśmy w Erbudzie, że dla branży 2018 r. będzie szczytowy, a kolejne lata będą okresem stopniowego schłodzenia. Można się było tego spodziewać, biorąc pod uwagę zmniejszającą się z każdym rokiem wartość funduszy unijnych, które napędzają budownictwo w Polsce. O ile w 2018 r. było to prawie 100 mld zł, o tyle w 2019 r. już 80 mld, a w bieżącym 60–70 mld.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację