Czy obawia się pan utraty pracy po tym, jak Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu, zapowiedział, że samorządowcy, którzy sprzeciwiają się organizacji wyborów prezydenckich 10 maja, „niech liczą się ze stratą stanowisk”?
Pan marszałek Terlecki nie do końca zrozumiał samorządowców, którzy chcą przeprowadzenia wyborów prezydenckich, wywiążą się ze swoich zdań, ale nie w obecnych warunkach epidemii koronawirusa. Rządzący nie muszą straszyć samorządowców. Czy środowisko medyczne i naukowe, które uważa, że wybory należy przełożyć, również jest zaangażowane politycznie? Nie sądzę.
Czy wybory korespondencyjne nie są bezpieczniejszym rozwiązaniem na 10 maja?
Jak Poczta Polska ma sobie poradzić z przeprowadzeniem wyborów? A dlaczego nie głosowanie przez internet? Dlaczego PiS obawia się głosowania przez internet, skoro coraz więcej rzeczy robimy zdalnie? Głosowanie korespondencyjne nie wyłącza wielu czynności organizacyjno-technicznych, które musimy przeprowadzić przed 10 maja. Trzeba będzie szkolić ludzi, którzy będą musieli się spotykać, przeliczać głosy i będą narażeni. Wybory korespondencyjne to temat zastępczy. Obserwuję bipolarną grę w PiS. Z jednej strony jest technokratyczny rząd premiera Morawieckiego, który rozmawia i proponuje rozwiązania – samorządowcy odbyli też dobre rozmowy z minister rozwoju Jadwigą Emilewicz i wicepremierem Jarosławem Gowinem, a z drugiej strony toczy się gra polityczna, która nie ma nic wspólnego z realiami, w których się znaleźliśmy. A w tym wszystkim jest jeszcze minister zdrowia Łukasz Szumowski, który jest w trudnej sytuacji również wobec środowiska lekarzy.