Raport EY i MasterCard podaje wiele korzyści takiego rozwiązania dla polskiego budżetu – wzrost wpływów, większa przejrzystość itp. Tylko jak promować obrót bezgotówkowy w kraju, w którym co najmniej co czwarta osoba wciąż nie korzysta z konta internetowego? Masa kolejnych, nawet jeśli ma kartę płatniczą, to tylko po to, aby po wpłynięciu wynagrodzenia wypłacić je w bankomacie i płacić gotówką.

Niestety, sami jesteśmy do płatności gotówkowych zmuszani – sklepy wciąż ustalają limity i kartą można zapłacić dopiero powyżej 10 czy 20 zł. Gotówka w portfelu zatem musi być, a co dopiero gdy zdarzy się konieczność zapłacenia za jakąkolwiek usługę – budowlaną, hydrauliczną, wymianę zamka w drzwiach czy przegląd instalacji. Czy komuś udało się za taką operację zapłacić przelewem? Mnie nigdy, choć zawsze pytam.

Rząd nie wydaje się też spójny w swojej strategii. Z jednej strony słyszymy o promocji obrotu bezgotówkowego, ale z drugiej wciąż miliony emerytów dostają pieniądze do domów. I nie wiadomo dlaczego ten system nie został zmieniony przez tyle lat. Dużo mówi się o liberalizacji rynku sprzedaży płodów rolnych, które rolnik będzie mógł sprzedawać bezpośrednio konsumentom choćby na bazarach. Czym będą płacili – oczywiście gotówką, rolnicy przecież nie będą tych transakcji nikomu zgłaszać. Zresztą po co, skoro i tak są prawie poza systemem podatkowym, więc dlaczego teraz miałoby to wyglądać inaczej. Dlatego zapomnijmy o likwidowaniu szarej strefy, bo u podstaw czekają zmiany, na jakie nikt się u nas nie zdobędzie. Bo rolnikom czy emerytom się one nie spodobają.