Odpowiedź na to pytanie może rozstrzygnąć losy prezydenckiego starcia. I nie chodzi o to, czy kampania będzie oparta na haśle pojednania i zgody, ale o formę. Bo prezydent swoim przemówieniem i gestem pojednania zaskoczył konkurentów. A niektórzy i niektóre siedzieli kilka metrów od niego, na tej samej sali sejmowej. Chodziło o wpływ na ich psychikę. Zaskoczył też komentatorów i sprawił, że przynajmniej na razie widmo powtórki z fatalnej kampanii reelekcyjnej Bronisława Komorowskiego się oddaliło.
Pytanie jednak, czy będzie tak w przyszłości. Czy Andrzej Duda i jego sztabowcy – tak jak w 2015 roku – będą narzucać rytm, ton, osie sporu i tematy? Przemówienie w Sejmie takie właśnie było. Odwołania do Tadeusza Mazowieckiego, ton zgody narodowej i odejścia od niszczącego polską politykę sporu, toczącego się na różnych polach. Prezydent wpisał się w ton rezygnacji z totalnej wojny kulturowej, ale w jego przesłaniu nie wyklucza jednocześnie rezygnacji z tożsamości własnego obozu. To w jakimś sensie odpowiedź na dylemat PiS, który jest między koniecznością modernizacji i sięgnięcia po umiarkowanego wyborcę miejskiego a obroną prawej flanki przed Konfederacją. Sam elektorat PiS też się zmienia, co przyznają w kuluarach stratedzy partii.
Kampania prezydencka często ustawiała na nowo politykę w Polsce. Redefiniowała ją. Ta w 2020 roku również może mieć taki efekt. W 2015 roku oznaczał on koniec dominacji PO, w 2020 roku może być końcem „dobrej zmiany". Ale nie tylko. Bo może też oznaczać ostateczny koniec dwubiegunowości, jeśli dużo silniejsze na tle obozu PO okażą się Lewica i PSL. Ten rozpad duopolu już się zaczął, widać to w Sejmie, ale by był ostateczny potrzebuje kolejnych impulsów.
Kampania prezydencka Dudy albo narzuci swój ton, albo wpisze się w obecną sytuację PiS, który jest w taktycznym chaosie i zamieszaniu. Który nie potrafił przez miesiąc od wyborów zdefiniować własnej sytuacji. Który mierzy się z konsekwencjami nieprzemyślanych decyzji i przypadku, działa reaktywnie. Jeśli taka będzie kampania prezydenta Dudy jak ten miesiąc obozu władzy, to wynik starcia w przyszłym roku będzie otwarty. Zwłaszcza że w sondażach po wyborach PiS nie ma premii za zwycięstwo, a w niektórych wręcz traci. To bardzo zły sygnał.
Efekt w największej mierze zależy od samego prezydenta Dudy i tego, jakimi ludźmi się otoczy. Kto mu będzie robił kampanię – to jedno z najistotniejszych pytań. Kadry decydują o wszystkim. W 2015 roku sprawny zespół wokół prezydenta doprowadził do zwycięstwa. Teraz kampania może utknąć między Pałacem Prezydenckim, Nowogrodzką, KPRM a TVP. Bo nie jest żadną tajemnicą, że nie tylko jednym z ważnych elementów obozu władzy jest narracja nadawana przy placu Powstańców i Woronicza, ale też, że obecny prezes TVP i prezydent nadają na innych falach.