Politolog komentował ogłoszoną dziś decyzję publicysty Szymona Hołowni, który uciął spekulacje i potwierdził, że chce startować w wyborach prezydenckich w 2020.
Zdaniem Oczkosia brak politycznego zaplecza może się okazać zarówno siłą, jak i słabością Hołowni. I choć gra on mocno na tę nutę, podkreślając, że nie stoi za nim żadna partia polityczna, to oznacza również, że nie ma za sobą siły, która będzie realizować jego postulaty.
- Pozostaje mu rola prezydenta-arbitra, który będzie rozsądzał pewne sprawy. Pytanie tylko, czy Polacy chcą arbitra - mówił Oczkoś, dodając, że wybierając Andrzeja Dudę 5 lat temu Polacy pokazali, że wola głowe państwa związaną z jakąś formacją.
Mirosław Oczkoś przyznał, że choć dzisiejsze wystąpienie Hołowni było "czytelne, wygłoszone z dobra dykcją", było też mało energetyczne i nie wniosło nic nowego w warstwie merytorycznej. Każdy polityk powie bowiem, że nie lubi hejtu i chciałby, żeby Polacy żyli w zgodzie, a postulat rozdziału kościoła od państwa padł już wczoraj w debacie kandydatów KO, rywalizujących o nominację na kandydata tej partii w wyborach prezydenckich.
Zdaniem Oczkosia start Hołowni w wyborach jest najgroźniejszy dla lidera PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza. - Oczkoś wskazał, że każdemu kandydatowi po trochu, z wyjątkiem Lewicy. Bo choć zadeklarował chęć rozdziału państwa od Kościoła, to jednak jest zdeklarowanym katolikiem - mówił politolog.