Zmarł Roman Korynt - legenda trójmiejskiej piłki

Zmarł Roman Korynt, reprezentant Polski, człowiek, któremu powinno się postawić pomnik za działalność ekumeniczną na polu zbliżenia kibiców z Gdańska i Gdyni.

Aktualizacja: 16.07.2018 17:07 Publikacja: 16.07.2018 16:47

Zmarł Roman Korynt - legenda trójmiejskiej piłki

Foto: LECHIA GDAŃSK

Korynt jest lustrem, w którym odbija się historia Polski XX wieku. Urodził się w roku 1929 w Tczewie, ale po roku rodzice przeprowadzili się do rosnącej w oczach Gdyni. Uczył się tam w szkole polskiej, w Gdańsku w niemieckiej. Kiedy skończyła się wojna wielu jego kolegów wyjechało do Niemiec. Koryntowie zostali, bo tu był ich dom. 

Miał opinię zdolnego boksera. Stoczył kilka walk, był sparingpartnerem medalisty olimpijskiego z Londynu Aleksego Antkiewicza. Nawet Feliks Stamm widział w Koryncie przyszłego olimpijczyka. Ale kiedy chłopak miał 18 lat, sędziowie uznali, że przegrał walkę, w której miał zdecydowaną przewagę. Był rok 1947 - zwycięzcą musiał być pięściarz milicyjnej Gwardii.

W tym wieku nieuczciwość bardzo boli, więc Korynt rzucił boks i zaczął grać w piłkę w Gedanii. Powołany do wojska trafił do Lublina. Ze zwykłego szeregowca stał się zawodnikiem Lublinianki, którego szybko skaperowała Legia.  Grał tu przez dwa lata (1951-52), ze swoim przyjacielem, jak się okazało - na całe życie, Leszkiem Jezierskim, Kazimierzem Górskim i Edmundem Zientarą. Trenował ich najwszechstronniejszy polski sportowiec: Wacław Kuchar. W 1952 roku zagrał pierwszy raz w reprezentacji Polski. 

W drugim meczu musiał stawić czoła najlepszym napastnikom świata z węgierskiej „Złotej Jedenastki”. W pierwszej połowie Ferenc Puskas, Nandor Hidegkuti i Sandor Kocsis wbili polskiemu bramkarzowi pięć bramek. W przerwie polska delegacja udała się do węgierskiej szatni z prośbą, aby bratankowie wykazali litość i zaprzestali strzelania. Na stadionie Legii mecz oglądały władze polityczne i sportowe, gotowe przy takim wyniku odwołać wyjazd reprezentacji na igrzyska olimpijskie. 

Węgrzy spełnili prośbę, w drugiej połowie pozwolili nam nawet strzelić honorowego gola. Ale Korynta już wtedy na murawie nie było. Trener Ryszard Koncewicz zdjął go w przerwie z boiska a potem nie zabrał na igrzyska do Helsinek.

Druga nadarzyła się osiem lat później. Korynt był już wtedy jednym z najlepszych środkowych obrońców w kraju, zdobywcą „Złotych butów” katowickiego „Sportu”. Grał w reprezentacji, która na Stadionie Śląskim sensacyjnie pokonała Związek Radziecki. W meczu z Hiszpanią na stadionie Santiago Bernabeu pilnował Alfredo di Stefano. 

Czytaj także: Saga rodu Koryntów

W eliminacjach do igrzysk olimpijskich w Rzymie Polacy wyeliminowali RFN. Korynt zwierzył się jakiemuś przygodnemu Polakowi z Gdańska, mieszkającemu w Niemczech, że za wygrany mecz otrzymał 300 złotych. Tamten podzielił się tą informacją z niemieckimi brukowcami, one dodały coś od siebie i zrobiła się afera międzynarodowa, że polscy piłkarze wcale nie są amatorami. PZPN wysłał do MKOl. wyjaśnienie, że piłkarz mówiąc o pieniądzach miał na myśli zwrot utraconych zarobków w fabryce domów w Kokoszkach. MKOl. uznał tłumaczenie za wystarczające, ale PZPN wycofał Korynta z kadry na igrzyska. 

Mało tego, dostał zakaz wyjazdów zagranicznych na dziesięć lat, więc zostawał w domu nawet kiedy Lechia jechała do ZSRR. Spotkało go więc mniej więcej to, co Jana Banasia kilkanaście lat później.

Jest rekordzistą Lechii pod względem liczby występów w ekstraklasie: rozegrał 207 meczów. Przez niemal całe dorosłe życie mieszkał w Gdyni, przy ulicy Antoniego Abrahama „Króla Kaszubów”. Jego syn, Tomasz jeździł z Gdyni na treningi Lechii w Gdańsku, a po latach w barwach Arki zdobył Puchar Polski. W Trójmieście, podzielonym na kibiców Lechii i Arki, Koryntowie, ojciec z synem chodzili na mecze obydwu drużyn i na każdym stadionie kibice im się kłaniali. 

Roman Korynt był 34-krotnym reprezentantem Polski, Członkiem Honorowym PZPN. Miał 88 lat.

Korynt jest lustrem, w którym odbija się historia Polski XX wieku. Urodził się w roku 1929 w Tczewie, ale po roku rodzice przeprowadzili się do rosnącej w oczach Gdyni. Uczył się tam w szkole polskiej, w Gdańsku w niemieckiej. Kiedy skończyła się wojna wielu jego kolegów wyjechało do Niemiec. Koryntowie zostali, bo tu był ich dom. 

Miał opinię zdolnego boksera. Stoczył kilka walk, był sparingpartnerem medalisty olimpijskiego z Londynu Aleksego Antkiewicza. Nawet Feliks Stamm widział w Koryncie przyszłego olimpijczyka. Ale kiedy chłopak miał 18 lat, sędziowie uznali, że przegrał walkę, w której miał zdecydowaną przewagę. Był rok 1947 - zwycięzcą musiał być pięściarz milicyjnej Gwardii.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej