Czym rysowano granice

W jednym z pierwszych głośnych filmików zamieszczonych w Internecie przez Daesz bojownicy występują na granicy iracko-syryjskiej, którą symbolicznie likwidują. W swoich wypowiedziach z nienawiścią wypowiadają się o fikcyjnych państwach, rozrysowanych na Bliskim Wschodzie granicach i umowie Sykes-Picot, która je ufundowała.

Publikacja: 22.12.2015 10:43

Wojciech Czabanowski

Wojciech Czabanowski

Foto: archiwum prywatne

Zachód cieszy się pokojem i pragnie pokoju na świecie. W szczególności w miejscach, które ważne są z punktu widzenia jego interesów, a także w tych, w których wcześniej nabroił i teraz mu głupio. Przede wszystkim w okresie kolonialnym. Często składa się tak, że są to te same miejsca, a wtedy zamiast niewygodnym językiem ekonomicznych korzyści można posługiwać się świętobliwą narracją pokoju i demokracji.

Zachód cieszy się pokojem i postrzępionymi, nienarysowanymi od linijki granicami. Są to stabilne granice, które gwarantują pokój, ponieważ zostały rozrysowane najtrwalszym atramentem – krwią, którą pokojowe teraz państwa przez setki lat przelewały bezlitośnie na polach bitew aż te granice się ustabilizowały.

Inne regiony świata nie cieszą się pokojem, chociaż ich granice mogłyby służyć za przykłady prostych figur na lekcjach geometrii. Jest tak dlatego, że były rysowane ołówkiem na mapie przez zachodnie mocarstwa. Nikt za nie nie umierał, chociaż dyplomaci na konferencjach opijali je szampanem.

I właśnie dlatego, że tego szampana pili obcy dyplomaci w odległych miastach, to w państwach tych ziemia długo jeszcze będzie piła ludzką krew. Trudno się dziwić, że żołnierze armii irackiej masowo dezerterowali albo przechodzili na stronę wroga w konfrontacji z bojownikami Daesz. Trudno się dziwić, że nad bliskowschodnimi państwami potrafią zapanować jedynie skorumpowani dyktatorzy, fundamentalistyczne reżimy religijne albo obsadzone za przyzwoleniem zachodu dziedziczne monarchie. Jak w końcu może powstać demokracja w społeczeństwach wyciętych nożyczkami z mapy, które nie zadecydowały o powstaniu swoich państw same, tylko znalazły się w nich nagle na podstawie ustaleń podejmowanych w Londynie czy w Paryżu.

Nie będzie spokoju na Bliskim Wschodzie obojętne, czy międzynarodowej koalicji uda się zwyciężyć Daesz, czy też nie. Będą nowe Daesze, Al-Ka'idy, Saddamowie i Assadowie, dopóki ten region nie będzie mógł zorganizować się sam. Taki proces na pewno przebiegnie bezkrwawo, tak jak bezkrwawo nie doszło do tego, że Francja jest teraz taką Francją, jaką jest. Z Alzacją i Lotaryngią na przykład.

Zachód ukrywa tę niewygodną prawdę, ale ją rozumie. Będącemu pupilem Stanów Zjednoczonych Izraelowi pozwolono w końcu rysować samodzielnie swoje granice. Najtrwalszym atramentem. Ale tak jak mówię, Izrael jest przecież pupilem.

Zachód cieszy się pokojem i pragnie pokoju na świecie. W szczególności w miejscach, które ważne są z punktu widzenia jego interesów, a także w tych, w których wcześniej nabroił i teraz mu głupio. Przede wszystkim w okresie kolonialnym. Często składa się tak, że są to te same miejsca, a wtedy zamiast niewygodnym językiem ekonomicznych korzyści można posługiwać się świętobliwą narracją pokoju i demokracji.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe