Policyjne skrzynki „Stop agresji na drodze" przeżywają prawdziwe oblężenie. Wszystko to w związku z wakacjami, które niedawno się rozpoczęły. Sprawdziliśmy w kilku największych miastach w kraju – dziennie trafia tam po ponad 100 filmów wysyłanych przez kierowców. Wkrótce jednak liczba chętnych dbających o bezpieczeństwo przy okazji własnych podróży może się zmniejszyć. Powód? Formalności, jakich po wysłaniu nagrania należy dopełnić. Głównie chodzi o złożenie zeznań w charakterze świadka. To kłopotliwe, zajmuje czas i może odstraszać potencjalnych autorów nagrań.
Czytaj także: Kamery na skrzyżowaniach nie są oznaczone - czy to legalne
Przykład?
– Jadąc do domu, nagrałem wykroczenie. Ponieważ uważam, że tego typu wykroczenia są szczególnie groźne, postanowiłem powiadomić o tym policję – mówi „Rzeczpospolitej" Janusz Garbacz, kierowca zawodowy, pracownik firmy transportowej. I tłumaczy, że myślał, iż policja zajmie się sprawą, sprawca zostanie ukarany i nigdy więcej tego nie zrobi.
– Teraz muszę się zwalniać z pracy i jeździć jako świadek. W sumie to nie ma problemu, ale po co to wszystko? Czy jeśli ktoś zostanie nagrany monitoringiem, to jako świadka wzywa się instalatora kamery albo osobę, która takie nagrania zabezpiecza? – pyta kierowca.