– Wszyscy muszą pójść na kompromis, jeśli mamy osiągnąć sukces w tej fundamentalnej dla Unii sprawie – zaapelowała w poniedziałek kanclerz Merkel, która do końca roku przewodzi Wspólnocie.
W Hadze ten apel nie robi jednak dużego wrażenia. Przynajmniej na razie. Tu 17 marca premier Mark Rutte będzie walczył o czwartą kadencję na czele rządu.
– Powiązanie praworządności z wypłatą europejskich funduszy, uzyskanie gwarancji, że nie zostaną one zdefraudowane, a także, że dzięki niezależnemu sądownictwu jednolity rynek będzie działał prawidłowo jest dla Holendrów bardzo istotne. Jesteśmy w relacji do PKB największym płatnikiem netto we Wspólnocie – mówi „Rzeczpospolitej" Adriaan Schout, profesor europeistyki na uniwersytecie Radboud w Nijmegen.
Pozew do TSUE
We wtorek holenderski parlament przyjął uchwałę, która zobowiązuje rząd do pozwania Polski i Węgier przed Trybunał Sprawiedliwości UE za łamanie praworządności: kolejny element sporu z oboma krajami.
W minionym tygodniu doszło do implozji populistycznego ugrupowania Thierry'ego Baudeta Forum na rzecz Demokracji, przez co wśród skrajnych partii populistycznych szanse na sukces i uzyskanie być może 20 proc. głosów ma już tylko Partia Wolności Geerta Wildersa. To stawia Ruttego, premiera od dziesięciu lat, w komfortowej sytuacji. Tym bardziej że wyborcy dobrze oceniają jego bilans walki z pandemią.