Prezes Michael O'Leary wyjaśnił, że linia pobudziła popyt na latanie zmniejszając latem po brytyjskim referendum ceny o 9 proc., ale nie jest pewien, co będzie po październiku, gdy Europejczycy mniej korzystają z urlopów. To skłoniło go do dużej ostrożności w przewidywaniu zysku linii w całym roku kończącym się w marcu 2017 — o 13 proc. do 1,38-1,43 mld euro.
- Na skutek Brexitu obniżamy nasze stawki bardziej niż w przeszłości — powiedział na konferencji prasowej w Londynie. Słabszy funt odstrasza Brytyjczyków od podróży do krajów strefy euro. — Jeśli stawki zmaleją w II półroczu bardziej niż o 10-12 proc., to będziemy musieli skorygować nasze przewidywania dla całego roku — dodał.
Drugi w Europie tani przewoźnik, easyJet stwierdził w lipcu, że nie jest w stanie przedstawić prognozy wyników finansowych po referendum, z kolei Lufthansa obniżyła prognozę swego zysku, a właściciel British Airways, grupa IAG ograniczyła plany wzrostu w tym roku.
O'Leary przedstawił więcej szczegółów o planie ograniczenia wzrostu mocy przewozowych w W. Brytanii, gdzie ten przewoźnik z Irlandii ma drugi co do wielkości udział rynkowy — 18 proc. Zakłada ich wzrost o 6 proc. w roku 2017/18 wobec 15 proc. w bieżącym. Wzrost wyniósłby 10-15 proc., gdyby Brytyjczycy nie opowiedzieli się za wyjściem z Unii — stwierdził ten zwolennik pozostania tego kraju w europejskim bloku.
Niepokoją go też unijne przepisy wymagające, by unijne linie w rodzaju Ryanaira musiały należeć w 50,1 procentach do unijnych udziałowców. Jeśli brytyjscy inwestorzy zostaną uznani za nie będących unijnymi, to Ryanair naruszy te przepisy.