Po rozmowach za zamkniętymi drzwiami z wiceprezydentem USA Joe Bidenem serbski przywódca powiedział, że nie zgodzi się na antyrosyjskie sankcje, nie zważając na to, iż to wspólna polityka Unii, do której Belgrad chce wstąpić.
– Sprzeciw wobec unijnych sankcji to nie tylko problem polityczny, ale i gospodarczy. W ostatnich latach w Serbii zaczęły rosnąć rosyjskie inwestycje, o które Belgrad długo się starał – zauważył moskiewski ekspert Dmitrij Daniłow.
Jeszcze w marcu serbski przywódca mówił, że „nigdy nie stracił nadziei, iż uda się go w końcu zrobić" – mając na myśli rosyjski gazociąg South Stream. Rurociąg miał przebiegać po dnie Morza Czarnego do Bułgarii (która w końcu zablokowała jego budowę), ale jedna z odnóg miała prowadzić do Serbii. Nie do końca jest jasne, czy tu kończyłby swój bieg, czy też tą drogą pociągnięto by go na Węgry.
W tej sytuacji Joe Biden też zapewniał w Belgradzie, że „USA stworzyły w Serbii wiele miejsc pracy i będzie ich coraz więcej wraz z zacieśnianiem stosunków".
Przeciw wizycie Bidena manifestowali radykałowie Vojislava Szeszelja, przypominając, że amerykański gość był gorącym zwolennikiem natowskiej ofensywy powietrznej przeciw Serbii w 1999 roku. Amerykański wiceprezydent złożył teraz kondolencje serbskim rodzinom, które straciły bliskich w czasie tej wojny, ale nie wiadomo, czy i jaki znalazło to oddźwięk w serbskim społeczeństwie.