Czy to miłe? – to pytanie dobiegło do niego z bardzo daleka. Ani miłe, ani niemiłe. Po prostu jest – odpowiedział. Nogi krzesła były nogami od krzesła i zarazem były św. Michałem i wszystkimi aniołami. Stojące dookoła książki, tak jak kwiaty w wazonie, rozbłyskiwały jaśniejszymi kolorami, głębszym znaczeniem. Przychodziły mu do głowy takie słowa jak „łaska" czy „przeobrażenie", ale to nie miało nic wspólnego z wizją. Rzeczywistość po prostu stała się taka, jaką jest naprawdę. Wielka zmiana dokonała się w świecie obiektywnego faktu. Fałdy jego szarych, flanelowych spodni nasycone były „istotowością"; człowiek powinien móc widzieć te spodnie jako nieskończenie ważne, a ludzi jako jeszcze bardziej nieskończenie ważnych. Jego ego rozpuściło się, rozpłynęło jak złudzenie, którym w rzeczywistości jest. I wtedy okazało się, że Wszystko jest we wszystkim – że wszystko jest tak naprawdę każdym. Po kilku godzinach powrócił do tego uspokajającego, choć głęboko niesatysfakcjonującego, stanu znanego jako „bycie przy zdrowych zmysłach".