Dr Jarosław Biliński: Nadchodzi czas walki z władzą

Lekarze chcieliby być idealistami i całkowicie oddać się leczeniu, ale ideami rachunków nie opłacą.

Aktualizacja: 29.12.2017 19:27 Publikacja: 28.12.2017 18:07

Dr Jarosław Biliński: Nadchodzi czas walki z władzą

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Rzeczpospolita: W kolejnych szpitalach brakuje obsady dyżurów lekarskich, zawieszane są przyjęcia. Ile jest takich przypadków?

Dr n. med. Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL: Już ponad 50 miast ogłosiło, że w ich szpitalach wypowiadane są masowo klauzule opt-out. Pracując ponad miarę, tuszowaliśmy te potężne niedobory kadrowe. Mamy dość. Zmienił się paradygmat – młodsze pokolenia chcą żyć, spędzać czas z rodziną, rozwijać się. Nie jesteśmy robotami. Jeszcze w październiku pięć klinik szpitala pediatrycznego, w którym toczyła się głodówka, wypowiedziało umowy opt-out, czyli zgodę na pracę powyżej 48 godzin w tygodniu. Już wtedy trudno im było dopiąć grafiki dyżurowe na grudzień. W kolejnych miastach wojewódzkich lekarze wypowiadają opt-out – w Bydgoszczy, Poznaniu, Łodzi, Rzeszowie, Warszawie, Krakowie, Gdańsku. Od stycznia być może nie będzie miał kto obstawiać dyżurów. Zrezygnujemy z dodatkowych miejsc pracy. Nocna i świąteczna opieka medyczna, dyżury w izbach przyjęć, popołudniowe dyżury w gabinetach lekarza rodzinnego, dyżury w oddziałach szpitalnych, mogą nie zostać obsadzone.

To model protestu w 2018 r.?

Będziemy pracować zgodnie z prawem. To wystarczy, by system się zawalił. Ubolewamy, jeśli słyszymy, że kolejny oddział czy szpital upada, bo nie ma kto pracować. Ale bez zdecydowanych kroków nic się nie zmieni. I to my, pracownicy, zdaliśmy sobie sprawę, że od nas zależy jej kształt.

Czego konkretnie oczekujecie?

6,8 proc. PKB publicznych nakładów na ochronę zdrowia w trzy lata, 9 proc. w dziesięć lat, poprawy warunków płacy i pracy personelu, zmniejszenia biurokracji i kolejek. To będzie oznaczało priorytetyzację ochrony zdrowia. Dziś, po protestach, rząd uchwalił 6 proc. w 2025 roku, utrwalił głodowe pensje, wykupił część kolejek, by zatuszować dramat, szczególnie pacjentów oczekujących na endoprotezę czy operację zaćmy. To za mało. Europa ucieka nam jak Usain Bolt w najlepszych latach pozostałym sprinterom.

Problem lekarzy rezydentów to problem ostatnich dwóch lat?

Zaczęliśmy upominać się o godne warunki pracy za rządów PO. Z byłą premier Kopacz i ministrem zdrowia Zembalą rozmawiał nasz były przewodniczący Damian Patecki. Potem PO przegrało wybory i zaczęliśmy od początku rozmawiać z nowo rządzącymi. Cała służba zdrowia wiązała wielkie nadzieje z rządami PiS.

Dlaczego?

Ministrem zdrowia miał zostać Konstanty Radziwiłł, który przez 20 lat chciał tego, czego dziś domagają się strajkujący lekarze. Znaliśmy wypowiedzi, felietony, poglądy, podpisywane uchwały, dokonania za czasu prezesury doktora Radziwiłła w Naczelnej Radzie Lekarskiej. Miał być Rejtanem walczącym w PiS o służbę zdrowia, a okazał się chorągiewką na wietrze.

Rozmowy z protestującymi zakończyły się porozumieniem.

Konstanty Radziwiłł przed wyborami w 2015 r. mówił, że nie ma reformy bez pieniędzy, za realną pracę musi być realna płaca, rezydentura to nie jest stypendium. Mieliśmy nadzieję, że przekona do tych postulatów PiS, a okazało się, że je porzucił. Przestał zabiegać o dobro pacjentów i lekarzy, a walczy o dobro swoje i swojej partii. Stał się politykiem w najgorszym tego słowa znaczeniu. W środowisku lekarskim stracił wiarygodność, szacunek i prestiż, który wypracował przez ostatnich 20 lat. I to w pół roku.

Podpisał rozporządzenie, dzięki któremu lekarze rezydenci dostali podwyżki.

400–500 zł brutto. Z 2200 zł zaczniemy zarabiać 2500–2600, przy czym odpowiadamy za ludzkie życie i nie możemy być przemęczeni, pracując na kilku etatach. Przez takie traktowanie służby zdrowia nie zwiększy się liczba chętnych na studia lekarskie, na trudne specjalności, lekarze nie zostaną w kraju... To była tylko próba przekupienia nas. Pokazania wyborcom – dostali podwyżki, czego jeszcze chcą?

Ile pan zarabia?

Na podstawowym etacie zarabiam 2700 zł na rękę. To jest najwyższa pensja, jaką może dostać rezydent. Robię specjalizację z hematologii, dziedziny trudnej, w której brakuje lekarzy. Jestem po trzecim roku specjalizacji. W zawodzie pracuję już pięć lat. Do tego dochodzą dyżury, za które dostaję za godzinę 18–20 zł, czyli 300-400 zł, a dyżurów mam w miesiącu trzy, cztery. Żeby zarobić ok. 4 tys. zł, muszę przepracować w miesiącu 260 godzin. Obroniłem doktorat, uczę studentów, prowadzę badania naukowe, piszę prace i działam w Porozumieniu Rezydentów. W ostatnim roku pracowałem 500 godzin miesięcznie. Ledwo żyję. Za 2700 zł nie bylibyśmy w stanie wynająć z żoną mieszkania. Średnio dwupokojowe mieszkanie w stolicy to jest 2500 zł. Chcielibyśmy dziecka, ale nas nie stać. Lekarze chcą być idealistami i całkowicie się oddać leczeniu pacjentów, ale ideałami rachunków nie opłacą.

Co dalej?

Formuła protestu głodowego się wyczerpała. Głodujący byli w coraz gorszym stanie.

Protest był rotacyjny.

Nie był. Ten, kto odpadał, nie wracał. Zdarzało się, że rezydenci mdleli, dostawali żółtaczki – to było już niebezpieczne. Naszym sukcesem, poza zjednoczeniem środowiska, nagłośnieniem sprawy, jest to, że ustawa o 6 proc. w 2025 roku weszła w życie. Ministerstwo Finansów do końca nie chciało się zgodzić. Rozmawialiśmy z prezydentem Dudą rok temu i zdawał się rozumieć naszą trudną sytuację. Po ostatniej Radzie Dialogu Społecznego nie mam złudzeń, że prezydent nie chce pomóc służbie zdrowia i idzie linią partii.

Mówi pan jak polityk. To także zarzut rządzących...

Nie interesuje nas polityka, interesuje nas służba zdrowia. Rządzący starają się upolitycznić nasz protest, a politycy opozycji podczepić pod niego. Prosiliśmy, żeby nie przychodzili protestować z lekarzami, bo mogą nam tylko zaszkodzić. Za rządów PO nie było lepiej. Również telewizja publiczna nie była fair – TVP manipulowała materiałami i danymi na temat strajku lekarzy rezydentów. Za kłamstwo na temat dr Pikulskiej nie stracił pracy nikt z decydentów w TVP.

Kolejne rozmowy z rządzącymi mogą coś zmienić?

Po rozmowie marszałka Senatu z rezydentami chciałem wyjeżdżać z kraju – to była rozmowa żałosna, pokazała nam, że poza populistycznymi hasłami rządzący nic nie mają dla pacjentów i personelu. Zdecydowałem jednak, że jeszcze raz zawalczę. Rok 2018 będzie rokiem walki o służbę zdrowia i pacjenta. My się nie poddamy. Społeczeństwo jest po naszej stronie.

Rzeczpospolita: W kolejnych szpitalach brakuje obsady dyżurów lekarskich, zawieszane są przyjęcia. Ile jest takich przypadków?

Dr n. med. Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL: Już ponad 50 miast ogłosiło, że w ich szpitalach wypowiadane są masowo klauzule opt-out. Pracując ponad miarę, tuszowaliśmy te potężne niedobory kadrowe. Mamy dość. Zmienił się paradygmat – młodsze pokolenia chcą żyć, spędzać czas z rodziną, rozwijać się. Nie jesteśmy robotami. Jeszcze w październiku pięć klinik szpitala pediatrycznego, w którym toczyła się głodówka, wypowiedziało umowy opt-out, czyli zgodę na pracę powyżej 48 godzin w tygodniu. Już wtedy trudno im było dopiąć grafiki dyżurowe na grudzień. W kolejnych miastach wojewódzkich lekarze wypowiadają opt-out – w Bydgoszczy, Poznaniu, Łodzi, Rzeszowie, Warszawie, Krakowie, Gdańsku. Od stycznia być może nie będzie miał kto obstawiać dyżurów. Zrezygnujemy z dodatkowych miejsc pracy. Nocna i świąteczna opieka medyczna, dyżury w izbach przyjęć, popołudniowe dyżury w gabinetach lekarza rodzinnego, dyżury w oddziałach szpitalnych, mogą nie zostać obsadzone.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ochrona zdrowia
Obturacyjny bezdech senny – choroba niedoceniana
Ochrona zdrowia
Ćwiek-Świdecka: Kobiety kupują pigułki „dzień po” jak wtedy, gdy nie było recept
Ochrona zdrowia
Gdańskie centrum sportu zamknięte do odwołania. Znaleziono groźną bakterię
Ochrona zdrowia
Rewolucja w kodeksie etyki lekarskiej? Wykreślone ma być jedno ważne zdanie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Ochrona zdrowia
Izabela Leszczyna: WOŚP nie ma nic wspólnego z wydolnością systemu ochrony zdrowia