Głośna afera reprywatyzacyjna, którą zajmuje się komisja weryfikacyjna i kilka prokuratur w kraju – choć największa pod względem skali nadużyć – to nie jest jedyna. Podobny mechanizm przejmowania gruntów w stolicy stosował niejaki Janusz S. podający się za prawnika. Płacił urzędnikom za informacje, preparował dokumenty, by podstawione przez niego osoby wpisywano do ksiąg hipotecznych jako właścicieli.
– Janusz S. został oskarżony o liczne przestępstwa dotyczące wyłudzeń nieruchomości na terenie Warszawy i skazany na dziesięć lat pozbawienia wolności – mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która rozpracowała grupę przestępczą kierowaną przez S.
Sposób na przejęcie
Wyrok zapadł w końcu maja. „Rzeczpospolita" poznała kulisy procederu. Starając się stworzyć perfekcyjne dokumenty potrzebne do wyłudzeń nieruchomości, przestępcy stosowali stary papier i maszyny sprzed kilkudziesięciu lat.
Jaki był schemat działania?
Janusz S. wyszukiwał nieruchomości o nieuregulowanym stanie prawnym, tzw. N/N, co do których brak było wpisu osoby właściciela. Uprawnione do nich powinno być miasto lub Skarb Państwa. Jednak S. znalazł sposób, jak taki grunt przejąć.