Ostatnie słowo i tak będą mieli ludzie - prawnicy o sztucznej inteligencji w przedsiębiorstwach

Okiem prawnika przedsiębiorstw | Sztuczna inteligencja w spółkach to wygoda, ale i ryzyko

Aktualizacja: 01.12.2018 18:32 Publikacja: 01.12.2018 16:18

Ostatnie słowo i tak będą mieli ludzie - prawnicy o sztucznej inteligencji w przedsiębiorstwach

Foto: Adobe Stock

Znane powiedzenie głosi: „co dwie głowy to nie jedna". Jego optymistyczna wymowa skłania w pierwszym odruchu do przyjęcia, że im więcej głów angażuje się w podjęcie decyzji, tym większa jej użyteczność dla beneficjentów. Przytoczone powiedzenie opiera się jednak na cichym założeniu, że decydenci gotowi są kooperować i uzgadniać stanowiska. W spółkach, zwłaszcza kapitałowych, założenie to nie zawsze się sprawdza, o czym świadczą spory korporacyjne występujące na różnym tle, w różnej postaci i w różnych konfiguracjach podmiotowych. Spory są prowadzone najczęściej na linii wspólnik większościowy – wspólnicy mniejszościowi lub zarząd – wspólnicy. Kto w dzisiejszych czasach nie słyszał o walkach udziałowców o zarządy czy o równolegle odbywanych zgromadzeniach wspólników? Z takich zgromadzeń nierzadko wynikały wieloletnie spory o to, które uchwały nominacyjne wiążą, a które w istocie nie istnieją.

Gdzie szukać rozjemcy w takich sporach? Konstytucjonalista odpowie: w sądzie. W razie potrzeby sąd może uchylić uchwałę, zasądzić odszkodowanie na rzecz spółki od nierzetelnego menedżera, a czasem nawet wykluczyć wspólnika ze spółki (rzecz jasna, nie każdej). Oczywiście, nie sposób odmówić znaczenia efektywnej ochronie sądowej, ponieważ zasługuje na nią każdy w ogólności i podmioty związane ze spółką (jak również sama spółka) w szczególności.

Algorytmy też się uczą

Sąd jednak działa post factum i nie dokonuje – bo zresztą nie musi – biznesowych ocen. W tym kontekście powstaje pytanie o użyteczność sztucznej inteligencji dla spółek. Może ona wszakże okazać się środkiem gwarantującym podejmowanie przez spółkę decyzji z jednej strony biznesowo optymalnych, a z drugiej niepodatnych na kwestionowanie. Czy warto zatem pewne kompetencje menedżerskie w spółkach powierzyć neutralnej sztucznej inteligencji?

Mogłaby ona na podstawie analiz setek możliwych scenariuszy i przy uwzględnieniu wszelkich zmiennych otoczenia gospodarczego podejmować optymalne dla spółki decyzje, które jednocześnie nie budziłyby zastrzeżeń poszczególnych wspólników. Taka inteligencja działałaby wedle złożonych algorytmów, które ewoluowałyby w czasie, stając się coraz doskonalsze. Mówimy przecież o tzw. silnej sztucznej inteligencji, która uczy się sama w miarę mierzenia się z kolejnymi wyzwaniami.

Święty spokój – każdy o nim marzy

Wewnątrz spółki ścierają się różne interesy. Przykładowo, akcjonariusz większościowy może być zainteresowany zachowaniem zysku w spółce ze względu na długi czas inwestycyjny, podczas gdy drobny akcjonariusz może być zainteresowany regularną dywidendą. Na tym tle przekazanie sztucznej inteligencji określonych kompetencji w spółce wydaje się nader wygodne, ponieważ eliminuje dwa najtrudniejsze elementy każdego kolektywnego procesu decyzyjnego. Chodzi, po pierwsze, o wyrobienie sobie własnego zdania, po drugie, o jego forsowanie na szerszym forum.

Jak widać, sztuczna inteligencja może z jednej strony zwolnić z wysiłku intelektualnego, z drugiej zaś zapobiegać konfliktom w spółce. W ten sposób jej wykorzystanie w spółce dawałoby udziałowcom to, o czym marzy się w wielu sytuacjach: wygodę i święty spokój oraz optymalną dywidendę. Po co kłócić się o podział zysku, skoro to i tak sztuczna inteligencja ją wyliczy na podstawie dostępnych danych i symulacji? Po co debatować nad wyrażeniem zgody na zawarcie długoterminowego milionowego kontraktu, skoro sztuczna inteligencja zweryfikuje parametry finansowe kontraktu, zbada jego wpływ na funkcjonowanie spółki i wyda właściwą rekomendację dla wspólników? Wreszcie, po co debatować nad absolutorium dla menedżera albo nad jego odwołaniem, skoro sztuczna inteligencja zbada zależność między jego decyzjami a wynikami spółki i zastąpi wspólników w sformułowaniu konkluzji?

Bez autorytetu może być trudno

Wypada jednak ostudzić entuzjazm, jaki mogą wywoływać powyższe scenariusze. Co prawda człowiek jest z natury wygodny i dąży do minimalizacji napięcia w swoim życiu, jednak w istotę człowieczeństwa wpisane jest zwątpienie. Wszyscy znają kartezjańską formułę: „Myślę, więc jestem". Nie wszyscy jednak wiedzą, że założenie tej formuły stanowiło wniosek innej formuły – „Wątpię, więc myślę".

Tymczasem nie sposób zagwarantować w żadnym przepisie, że decyzje podejmowane przez sztuczną inteligencję będą znajdowały zrozumienie i akceptację udziałowców. Oczywiście, w drodze ustawy można zaproponować mechanizm, którym pozwoli pewien ciężar decyzyjny w spółce przerzucić na sztuczną inteligencję. Czy jednak takie prawo skłaniałoby inwestorów do jego praktycznej „eksploatacji"? Chyba nie do końca.

Sztuczna inteligencja będzie przewyższać człowieka dokładnością, szybkością dokonywanych analiz, mnogością analizowanych scenariuszy i brakiem podatności na wpływy, naciski, zmęczenie czy nastroje. Czy to jednak wystarczy, żeby zbudować autorytet na tyle duży, by zarządzać biznesem spółki, w tym czymś tak nieuchwytnym jak ludzkie emocje udziałowców, pracowników, kontrahentów? To autorytet sprawia, że akceptujemy cudze decyzje, które nas bezpośrednio lub pośrednio dotyczą, nawet jeśli nie do końca nam z nimi po drodze.

Czytaj też:

Sztuczna inteligencja – decydująca broń

Sztuczna inteligencja to wyzwanie prawne

#RZECZoPRAWIE: Agnieszka Besiekierska o wykorzystaniu sztucznej inteligencji w prawie

Sztuczna inteligencja w sądzie postrachem prawników

Brak autorytetu sztucznej inteligencji może zatem rodzić sporą niechęć do powierzania jej podejmowania decyzji w spółce.

Z tym twierdzeniem można jednak polemizować. Zapewne powstaną start-upy, które będą wykorzystywać sztuczną inteligencję jako eksperymentalne wsparcie dla decydentów. Krok po kroku jej rola będzie coraz większa. Powodzenie takich przedsięwzięć może powoli budować zaufanie i w przyszłości wyrobić autorytet sztucznej inteligencji – tak jej potrzebny, aby w końcu móc „zasiąść" w zarządzie.

Powierzenie sztucznej inteligencji kompetencji decyzyjnych w spółkach wiąże się także z problemem odpowiedzialności za decyzje podejmowane przy jej wykorzystaniu.

Na jednej ławeczce

Zasady odpowiedzialności „ludzkiego" członka zarządu są jasne. Wiadomo z góry, kto odpowiada i kogo ścigać w sądzie. Jeśli jednak za określoną decyzją, która wywołała szkodę, stoi sztuczna inteligencja, kto powinien odpowiadać: właściciel, twórca czy tzw. dysponent? Prawnicy już teraz się głowią nad tym zagadnieniem, które nastręcza szczególnych trudności w odniesieni do silnej sztucznej inteligencji. Być może w tym zakresie doczekamy się kiedyś szczególnych regulacji ustawowych.

Na chwilę obecną najbardziej realne jest wykorzystanie sztucznej inteligencji jako pomocnika albo doradcy przy podejmowaniu decyzji w spółce. Sztuczna inteligencja ma także spore szanse na zaistnienie w obszarach, z którymi spółka nieuchronnie styka się w toku funkcjonowania. Przykładowo, można sobie wyobrazić zautomatyzowane postępowanie rejestrowe, w którym sztuczna inteligencja analizuje złożone formularze i załączniki, a na tej podstawie rozstrzyga o wpisie danych do rejestru przedsiębiorców.

Wydaje się zatem, że w spółkach to jednak ludzie będą mieli ostatnie słowo. Dążenie do wygody i świętego spokoju nie pozbawia bowiem człowieka w całości potrzeby kontroli, w tym kontroli nad zainwestowanym kapitałem. Robiąc więc miejsce na ławeczce dla sztucznej inteligencji, człowiek raczej nigdy nie zbliży się do krawędzi w takim stopniu, aby zaryzykować upadek. Inna sprawa, że ludzie mogą nie zauważyć, że do tej krawędzi się zbliżają.

Anna Wojciechowska jest radcą prawnym, partnerem w kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr, a Igor Socha jest w tej kancelarii aplikantem adwokackim

Kancelaria WBK jest głównym partnerem Polskiego Stowarzyszenia Prawników Przedsiębiorstw

Znane powiedzenie głosi: „co dwie głowy to nie jedna". Jego optymistyczna wymowa skłania w pierwszym odruchu do przyjęcia, że im więcej głów angażuje się w podjęcie decyzji, tym większa jej użyteczność dla beneficjentów. Przytoczone powiedzenie opiera się jednak na cichym założeniu, że decydenci gotowi są kooperować i uzgadniać stanowiska. W spółkach, zwłaszcza kapitałowych, założenie to nie zawsze się sprawdza, o czym świadczą spory korporacyjne występujące na różnym tle, w różnej postaci i w różnych konfiguracjach podmiotowych. Spory są prowadzone najczęściej na linii wspólnik większościowy – wspólnicy mniejszościowi lub zarząd – wspólnicy. Kto w dzisiejszych czasach nie słyszał o walkach udziałowców o zarządy czy o równolegle odbywanych zgromadzeniach wspólników? Z takich zgromadzeń nierzadko wynikały wieloletnie spory o to, które uchwały nominacyjne wiążą, a które w istocie nie istnieją.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA