Znane powiedzenie głosi: „co dwie głowy to nie jedna". Jego optymistyczna wymowa skłania w pierwszym odruchu do przyjęcia, że im więcej głów angażuje się w podjęcie decyzji, tym większa jej użyteczność dla beneficjentów. Przytoczone powiedzenie opiera się jednak na cichym założeniu, że decydenci gotowi są kooperować i uzgadniać stanowiska. W spółkach, zwłaszcza kapitałowych, założenie to nie zawsze się sprawdza, o czym świadczą spory korporacyjne występujące na różnym tle, w różnej postaci i w różnych konfiguracjach podmiotowych. Spory są prowadzone najczęściej na linii wspólnik większościowy – wspólnicy mniejszościowi lub zarząd – wspólnicy. Kto w dzisiejszych czasach nie słyszał o walkach udziałowców o zarządy czy o równolegle odbywanych zgromadzeniach wspólników? Z takich zgromadzeń nierzadko wynikały wieloletnie spory o to, które uchwały nominacyjne wiążą, a które w istocie nie istnieją.
Gdzie szukać rozjemcy w takich sporach? Konstytucjonalista odpowie: w sądzie. W razie potrzeby sąd może uchylić uchwałę, zasądzić odszkodowanie na rzecz spółki od nierzetelnego menedżera, a czasem nawet wykluczyć wspólnika ze spółki (rzecz jasna, nie każdej). Oczywiście, nie sposób odmówić znaczenia efektywnej ochronie sądowej, ponieważ zasługuje na nią każdy w ogólności i podmioty związane ze spółką (jak również sama spółka) w szczególności.
Algorytmy też się uczą
Sąd jednak działa post factum i nie dokonuje – bo zresztą nie musi – biznesowych ocen. W tym kontekście powstaje pytanie o użyteczność sztucznej inteligencji dla spółek. Może ona wszakże okazać się środkiem gwarantującym podejmowanie przez spółkę decyzji z jednej strony biznesowo optymalnych, a z drugiej niepodatnych na kwestionowanie. Czy warto zatem pewne kompetencje menedżerskie w spółkach powierzyć neutralnej sztucznej inteligencji?
Mogłaby ona na podstawie analiz setek możliwych scenariuszy i przy uwzględnieniu wszelkich zmiennych otoczenia gospodarczego podejmować optymalne dla spółki decyzje, które jednocześnie nie budziłyby zastrzeżeń poszczególnych wspólników. Taka inteligencja działałaby wedle złożonych algorytmów, które ewoluowałyby w czasie, stając się coraz doskonalsze. Mówimy przecież o tzw. silnej sztucznej inteligencji, która uczy się sama w miarę mierzenia się z kolejnymi wyzwaniami.
Święty spokój – każdy o nim marzy
Wewnątrz spółki ścierają się różne interesy. Przykładowo, akcjonariusz większościowy może być zainteresowany zachowaniem zysku w spółce ze względu na długi czas inwestycyjny, podczas gdy drobny akcjonariusz może być zainteresowany regularną dywidendą. Na tym tle przekazanie sztucznej inteligencji określonych kompetencji w spółce wydaje się nader wygodne, ponieważ eliminuje dwa najtrudniejsze elementy każdego kolektywnego procesu decyzyjnego. Chodzi, po pierwsze, o wyrobienie sobie własnego zdania, po drugie, o jego forsowanie na szerszym forum.