Wiele jest racji w twierdzeniu, że wybory na poziomie terytorialnym, niezależnie od tego, z którym ugrupowaniem kojarzony jest kandydat, nie mają wiele wspólnego z polityką na poziomie centralnym. Nie sposób jednak nie dostrzegać, że całkiem od niej oddzielone nie są. Z tego względu osoby, które zdecydowały się startować, a następnie zostały wybrane z list tego czy innego ugrupowania, powinny mieć odwagę zmierzyć się z faktem, że pieczętując swój program wyborczy logo określonej partii, przyjmują także na siebie brzemię jej podglądów i działań nie tylko w wymiarze lokalnym.
Czytaj także: Wybory samorządowe 2018: pierwszy społeczny monitoring głosowania
Na kilka dni przed wyborami w moim okręgu, pod jednym z supermarketów spotkałam kandydata z pierwszego miejsca listy PiS skorego do agitowania na swoją rzecz. Niestety, na pytanie, jak ocenia zmiany legislacyjne odnoszące się do Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, uchylił się od odpowiedzi, wskazując, że to są sprawy wielkie, zaś on zajmuje się małymi. Gdy przy innej okazji spytałam znajomego startującego z list PO, czy partia ta przeanalizowała błędy, które ostatecznie doprowadziły do jej przegranej w minionych wyborach, także nie uzyskałam jednoznacznej odpowiedzi.
Jest dla mnie oczywiste, że polityka lokalna powinna być skupiona na sprawach ludzi w rozumieniu dosłownym – samorządowcy mają dbać zarówno o komunikację, jak i kanalizację, oświetlenie i oświatę, służbę zdrowia i służby porządkowe.
Przedstawiciele obywateli – zarówno na poziomie lokalnym, jak i centralnym powinni być ponad to, że ich partyjne szyldy niosą określoną treść. Uchylanie się od udzielania odpowiedzi na kierowane pod ich adresem pytania wyborców wykraczające poza ramy ich indywidualnego programu rodzić mogą określone skutki. Z tego właśnie względu politycy powiązani z partią rządzącą muszą być świadomi odpowiedzialności wiążącej się z niekonstytucyjnymi zmianami w prawie. Ci zaś, którym bliska jest największa partia opozycyjna, nie mogą liczyć na zmianę obrazu sceny politycznej, jeżeli najpierw nie rozliczą się z poprzednio popełnionych błędów i nie sformułują programu opartego na czymś więcej niźli bycie przeciwnym rządowi. Jak bowiem pisał Zbigniew Waydyk, sejf demokracji otwiera się nie na hasło, ale na tchnienie prawdy.