Ograniczenie dyskusji na uniwersytetach przez polityczną poprawność niszczy wolność słowa, uderzając nawet w słynnych naukowców. Klasyk amerykańskiej konserwatywnej filozofii politycznej profesor Harvardu Harvey Mansfield od lat jest atakowany przez organizacje feministyczne i gejowskie za pokazywanie mielizn intelektualnych liberalnej lewicy tożsamościowej. Mansfield, wybitny badacz renesansu i myśli liberalnej, został zaproszony przez college w Montrealu z wykładem o wartości studiowania wybitnych, klasycznych książek. College wycofał propozycję, ustępując przed protestami studentów uważających, że zaproszenie konserwatysty jest nie do zaakceptowania.
Czytaj także: Konstytucja dla nauki: humaniści przeciw ustawie Gowina
Nienawistnik w kampusie
Z podobną sytuacją zetknął się niedawno profesor filozofii UJ Ryszard Legutko. Znawca filozofii starożytnej, tłumacz Platona i analityk totalitarnych tendencji liberalnej demokracji, poddał je wiwisekcji w książce opublikowanej po angielsku pod tytulem „Demony w demokracji". Argumentował, że myśl liberalna nie jest neutralna, lecz zakłada wyraźny projekt antropologiczny. Narzuca go wszystkim z przekonaniem, że zostały ostatecznie rozpoznane prawa historii (klasyczna cecha twierdzeń ideologicznych), a zatem, że mamy narzędzia zbudowania równościowego liberalnego porządku społecznego. Dąży on do takiego ustroju politycznego, który owe „naukowe" prawa historii ma jedynie wdrożyć, likwidując politykę i zastępując ją zwykłym administrowaniem „prawami człowieka" z oczyszczoną świadomością ludzi emancypowanych z wszelkich niepostępowych zaszłości kulturowych, religijnych i filozoficznych, które go podważają. Wyznających je traktuje jako zawalidrogi na drodze postępu, ignorantów bądź moralnie złych.
Legutko został zaproszony z wykładem nawiązującym do tytułu swej książki do Middlebury College. Zanim jednak do niego doszło, pojawił się list otwarty z protestem przeciw zaproszeniu „mówcy, który rażąco i dumnie propaguje homofobiczny, rasistowski, ksenofobiczny, mizoginistyczny dyskurs", czyli klasyczne liberalno-lewicowe zbrodnie. Jeden student twierdził, że akademickie wolności braci studenckiej byłyby ograniczone przez samą obecność „nienawistnika" w kampusie, ponieważ poczuliby się „zmarginalizowani". Innymi słowy, zgodnie z dewizą jakobina Louisa de Saint Justa „nie ma wolności dla wrogów wolności". Żeby zbudować nowy świat, należy zniszczyć stary.
Władze uniwersytetu się przestraszyły i wykład został odwołany z mętną, tchórzliwą argumentacją. Potwierdziło to tezę filozofa, że współcześni intelektualiści mieniący się „strażnikami czystości" ideologicznej liberalizmu stają się lumpenintelektualistami. Wykład ostatecznie się odbył w bocznej sali, do której Legutko został „przemycony" przez profesorów i studentów broniących wolności słowa, co musiało u niego wywołać sentymentalne deja vue z czasów, gdy takie wykłady odbywały się w Polsce w latach 70. w ramach opozycyjnego antykomunistycznego nielegalnego Uniwersytetu Latającego.