Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o funkcje i jakość służby cywilnej w Polsce. Wielokrotnie podkreślałem, że oprócz przeważającej ilości jej pracowników, którzy z pełnym oddaniem i dobrze wypełniają swoje zadania, jest dużo osób, które nie mają do tego przygotowania (albo i motywacji). O dziwo, na niższych szczeblach jest znacznie lepiej niż na wyższych stanowiskach służby w urzędach centralnych. A może po prostu ich błędy są bardziej widoczne i mają dużo większy wpływ na życie Polaków? Powinni więc być to pracownicy z najwyższej półki – ale nie są. Roszady w pionie i w poziomie. A przecież członkowie korpusu służby cywilnej mieli być „grupą urzędniczą, która zapewnia ciągłość funkcjonowania administracji rządowej, niezależnie od zmian kolejnych ekip rządzących". Tylko kto da się na to nabrać?
Patrzę od dawna na działalność służby cywilnej i dochodzę do wniosku, że w Polsce po prostu nie ma wyboru i skład musi być taki, jaki jest – zgodnie z przysłowiem „tak krawiec kraje, jak materii staje". To jest właściwie jedyne wytłumaczenie dla rządów byłych i obecnego. Do grzechów zaniedbania, które obciążają właściwie wszystkie poprzednie rządy, dochodzą dzisiaj – już nie bezprecedensowe, ale normalne posunięcia obecnej ekipy rządzącej. Dlaczego nie ma i nie będzie za obecnego rządu pracowników o najwyższych standardach? Odpowiedź jest prosta, acz smutna.
Opinia eksperta i sumienie urzędnika
Służbę cywilną definiuje art. 153 ust. 1 konstytucji: „W celu zapewnienia zawodowego, rzetelnego, bezstronnego i politycznie neutralnego wykonywania zadań państwa, w urzędach administracji rządowej działa korpus służby cywilnej", który od lat liczy około 120 tys. osób. Pracownicy mają służyć obywatelom i efektywnie wykonywać zadania państwa, opierając się na przepisach konstytucji, zasadach państwa prawa, neutralności politycznej i bezstronności. Jak pisałem już wcześniej, dla obserwatora z zewnątrz Polski jest jasne, że obecna ekipa rządząca, mająca większość w parlamencie, nie przestrzega przepisów konstytucji, a ekspertów mówiących, że wszystko jest cacy, znajdzie zawsze. Ba, co tam interpretacja zapisów konstytucji, znajdę ekspertów, którzy z poważną miną będą udowadniać, że ziemia jest płaska.
I to już pierwszy problem, z którym się spotkają pracownicy służby cywilnej. Czy mają wypełniać polecenia niezgodne z konstytucją, ale narzucone wolą parlamentu – dzisiaj nie kontrolowanego przez TK, który na razie jest sparaliżowany? A nawet gdy zacznie normalnie działać, to ilość niekonstytucyjnych ustaw tak narośnie, że opóźnienia w wydawaniu wyroków będą ogromne! Czy urzędnicy mają stosować bezpośrednio przepisy konstytucji? Dodajmy do tego domniemanie, że przepisy ustaw do chwili ich uchylenia są konstytucyjne, i już mamy problem często nie do pogodzenia z etyką i sumieniem pracowników.
Już po faktycznym ubezwłasnowolnieniu Trybunału rząd zdecydował się na wprowadzenie zmian w ustawie o służbie cywilnej z 2008 r. i 30 grudnia 2015 r. dokonano poważnych jakościowo uwstecznień. Przede wszystkim orzeczenia Trybunału zostały zapomniane. Ten bowiem wielokrotnie stwierdzał, że konstytucja nakazuje wyeliminowanie działań pracowników służby o charakterze politycznym. Neutralność polityczna oznacza zatem, według Trybunału, zakaz przynależności do partii politycznych. Jest to warunek sine qua non równego traktowania obywateli z jednej strony, a lojalności wobec władzy politycznie wybranej – z drugiej. Tu nie mogę się powstrzymać przed przypomnieniem jednemu z ministrów, który stwierdził, że Polska ma doświadczenie w demokracji od XIII wieku (mnie się wydawało, że w Polsce wtedy była monarchia, ale co znaczy 800 lat wobec wieczności!), że system łupów partii zwycięskiej w USA zaczął się w latach 30. XIX w., a skończył około 1880 r. Polska natomiast go wprowadza w 2015 r. To ile lat jesteśmy w tyle za demokracją istniejącą w USA?