Kaczyński bez władzy

Rząd PiS wciąż nie rządzi, tylko administruje.

Aktualizacja: 16.12.2015 17:27 Publikacja: 15.12.2015 20:00

Kaczyński bez władzy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Konflikt między obozem „obrońców demokracji" a Prawem i Sprawiedliwością, który wybuchł wokół Trybunału Konstytucyjnego, przedstawiany jest zwykle jako walka opozycji ze zmierzającą ku dyktaturze władzą. Pomijając już kwestię tego, w jakim stopniu mamy do czynienia z dyktatorskimi zapędami PiS, a w jakim jest to propagandowa histeria przeciwników Jarosława Kaczyńskiego, trzeba postawić sobie pytanie, czy PiS rzeczywiście posiadł już władzę. Jestem skłonny odpowiedzieć, że jeszcze nie.

W naszym specyficznym przypadku sprawowanie rządu należałoby odróżnić od posiadania władzy. Ta – wskutek przedwyborczych zabiegów Platformy Obywatelskiej wokół Trybunału Konstytucyjnego – pozostała w niemałym stopniu w rękach poprzedniej ekipy. Trybunał stał się bowiem w praktyce czymś na kształt superciała ustawodawczego, trzeciej, najwyższej izby parlamentu. Korzystając z konstytucyjnych uprawnień, może nieodwołalnie odrzucać każdą ustawę uchwaloną przez obecny parlament.

Jedni nazywają to obroną konstytucji, inni wskażą raczej na jej naruszenie, ocena zależy w mniejszym stopniu od interpretacji prawnej, w większym zaś od sympatii i afiliacji politycznych. Trudno jednak nie dostrzec podstawowego faktu, że gdyby PiS miał władzę, to sporu o Trybunał w ogóle by nie było.

To prawda, PiS ma większość parlamentarną, rząd i prezydenta. Jednak ostatnie wydarzenia pokazały, że zwycięstwo w demokratycznych wyborach nie jest u nas równoznaczne z przejęciem władzy. W rezultacie obóz rządowy nie jest w stanie przygotować żadnej ustawy bez „kontrasygnaty" opozycji, rząd, zamiast rządzić, administruje, a prezydent – choć może mógłby coś zrobić – nie zrobi nic, co naraziłoby jego obóz polityczny na szwank. W takim układzie sił oskarżenie PiS o zamach stanu czy dyktaturę staje się wyłącznie elementem politycznej retoryki, nie ma bowiem żadnych podstaw faktycznych, aby je formułować.

Warto również zauważyć, że w rozgrywającej się dziś walce o władzę w Polsce biorą udział nie tylko politycy. Opozycja ma za sobą niewielkie, lecz wpływowe środowiska liberalnej i neolewicowej inteligencji, bez których nie sposób – to także nasza polska specyfika – sprawować pełnej władzy.

Jarosław Kaczyński zapewne słusznie uznał, że nie ma sensu brać udziału w rywalizacji o względy tej grupy, i zdecydował się oprzeć na wyborcach wykluczonych dotąd ekonomicznie i światopoglądowo ze współdecydowania o losach Polski. Jest to grupa zdecydowanie liczniejsza od obrońców dotychczasowego porządku, ale znacznie mniej wpływowa. Mówiąc bardzo nieelegancko, PiS postawił, czy też został zmuszony postawić, na ilość, nie na jakość. Jakość nie w znaczeniu jakości człowieka, lecz jego opiniotwórczego potencjału.

Co to oznacza? Ano to, że PiS mógł wygrać wybory, ale na razie nie jest w stanie posiąść i sprawować władzy. Zarówno Kaczyński, jak i jego wyborcy zostali potraktowani przez przeciwników z pogardą na zasadzie: „co wolno wojewodzie, to nie tobie...", jak – nie przymierzając – Stan Tymiński w 1990 roku czy nieboszczyk Andrzej Lepper w 2007 roku.

Można, a nawet trzeba, było ten scenariusz przewidzieć, ale PiS, prawdopodobnie uniesiony podwójnym triumfem wyborczym i presją swojego środowiska, dał się złapać w pułapkę zastawioną przez poprzednią ekipę wokół Trybunału Konstytucyjnego. Najwidoczniej uznano, że niespodziewany blitzkrieg sparaliżuje przeciwnika. Tak się jednak nie stało, przeciwnie – szybkie działania nowej władzy przyśpieszyły konsolidację opozycji.

Gdyby Kaczyński zastosował w zamian taktykę cierpliwego, ewolucyjnego przejmowania władzy, zapewne osiągnąłby swój cel. Do tego potrzebne są jednak stalowe nerwy i żelazna konsekwencja. O ile konsekwencji prezesowi PiS odmówić nie sposób, o tyle zbyt często daje się ponieść emocjom. Nie powinno to nikogo dziwić, ale w przypadku polityka to bardzo dokuczliwa przypadłość.

Konflikt między obozem „obrońców demokracji" a Prawem i Sprawiedliwością, który wybuchł wokół Trybunału Konstytucyjnego, przedstawiany jest zwykle jako walka opozycji ze zmierzającą ku dyktaturze władzą. Pomijając już kwestię tego, w jakim stopniu mamy do czynienia z dyktatorskimi zapędami PiS, a w jakim jest to propagandowa histeria przeciwników Jarosława Kaczyńskiego, trzeba postawić sobie pytanie, czy PiS rzeczywiście posiadł już władzę. Jestem skłonny odpowiedzieć, że jeszcze nie.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej