Paweł Kowal: Format normandzki bez Polski

Francja i Niemcy porozumiewają się z Rosją ponad naszymi głowami.

Aktualizacja: 12.12.2019 06:10 Publikacja: 10.12.2019 19:05

Paweł Kowal: Format normandzki bez Polski

Foto: AFP

Bilans spotkania w formacie normandzkim jest oczywisty. Prezydent Wołodymyr Zełenski skarżył się co prawda, że liczył na więcej i nie jest zadowolony z wyników szczytu. W pewnym jednak sensie wyniki te są zgodne z doraźnymi potrzebami obu prezydentów.

Dla prezydenta Ukrainy najważniejsze były względy taktyczne: chodziło o to, by mógł wylądować na Ukrainie i ogłosić, że wrócił do politycznego dialogu z Rosją, wszak obywatele jego kraju są wojną już bardzo znużeni. Może więc teraz powiedzieć, że po jego stronie są oczywiste korzyści: szybka wymiana wszystkich zidentyfikowanych jeńców, rozminowanie, czasowe zawieszenie broni. Tylko eksperci zdają sobie sprawę z faktu, że nie jest to imponujący urobek.

Władimir Putin też miał cele taktyczne, ale nie w relacji z Ukrainą, tylko z zachodnimi partnerami. Chciał podtrzymania gwarancji Francji i Niemiec patronatu nad procesem politycznym w Donbasie, w oparciu o dotychczasowe niedoprecyzowane i w sumie korzystne dla niego zasady. W relacjach z Ukrainą kwestie, na które Putin się zgodził, nie odgrywają większego znaczenia, mogą być uznane za walutę, w jakiej płaci on Berlinowi i Paryżowi za łagodzenie polityki wobec Rosji. O Ukrainie Rosja myśli teraz strategicznie. Chodzi o to, by nie cofnąć się z pozycji politycznych i wojskowych zajętych w 2014 r., a nawet pójść dalej. Rosji długofalowo idzie o to, by zostały zalegalizowane rządy separatystów, by obecny stan rzeczy trwał, a nawet się umocnił. Oczywiście Rosja nie jest zainteresowana przywracaniem normalnego funkcjonowania granicy z Ukrainą.

Mówiąc cynicznie: każdy powinien być zadowolony ze spotkania w Paryżu. Prezydent Emmanuel Macron osiągnął, co chciał: pokazał, że Paryż ma inicjatywę, usunął kolejne przeszkody na drodze do nowego otwarcia z Moskwą. Tu walutą było zresztą to, co Paryż ma najcenniejszego: prestiż. Uroczyste powitanie, jakie zgotowano prezydentowi Putinowi, pokazywało, że trwające wciąż sankcje nie oznaczają w żadnym razie chłodu w relacji Paryża z Moskwą. Nawet kanclerz federalna Angela Merkel powinna być zadowolona, ponieważ przynajmniej teoretycznie potwierdzono ustalenia z 2015 r., czyli może powiedzieć, że nie uległa żadnej nowej presji ze strony Rosji.

Problem jednak właśnie z tymi ustaleniami, ponieważ w porozumieniach mińskich, wynikających z ówczesnych umów w ramach formatu normandzkiego, poukrywane są różne „haczyki" na Ukrainę. Głównym jest kwestia regionalizacji. Sprawa ta to stały sposób na dociskanie Ukrainy. Na Zachodzie regionalizacja kojarzy się z niemieckim systemem federalnym czy ustrojem USA. Ta sama regionalizacja w wypadku Ukrainy ma być, zgodnie z intencjami Rosji, zwyczajnym przyznaniem prawa weta separatystom w sprawie każdej strategicznej decyzji. Zełenski zostaje z tymi sami problemami i wiele wskazuje na to, że zdawał sobie z tego sprawę, opuszczając Pałac Elizejski.

„Polski paradoks" negocjacji normandzkich jest szczególnie skomplikowany. W zasadzie każda decyzja w sprawie Ukrainy rodzi jakieś skutki dla Polski. Przykładowo, jeśli świat przejdzie nad gwałceniem przez Rosję prawa międzynarodowego do porządku, to przecież dotyczy to potencjalnie wszystkich sąsiadów Rosji. Dla Polski ważne jest, czy polityczne decyzje w sprawie Donbasu stabilizują czy destabilizują Ukrainę, pozwalają na jej rozwój czy nie itd.

Oczywiście nie jest jasne, czy w 2014 r. Polska mogła się stać częścią formatu normandzkiego (choćby ze względu na sprzeciw Rosji), nie jest też jasne, czy byłoby to dla Polski korzystne. Wszak firmowanie nieprecyzyjnych porozumień politycznych nie musi wcale przynosić korzyści. Z drugiej jednak strony widać dzisiaj, że nie mamy praktycznie żadnego mechanizmu wpływania na politykę dwóch państw unijnych – Francji i Niemiec – i na ich politykę w Donbasie. W sytuacji, kiedy nie ma żadnego sensownego unijnego mechanizmu ustalania wspólnej polityki wobec kryzysu na Ukrainie a USA umywają ręce (miejmy nadzieję, że chwilowo), polityka Francji i Niemiec w sprawie Donbasu jest ich własną polityką porozumiewania się z Rosją, jednak ponad naszymi głowami.

Autor jest posłem Koalicji Obywatelskiej, dr. hab. politologii

Bilans spotkania w formacie normandzkim jest oczywisty. Prezydent Wołodymyr Zełenski skarżył się co prawda, że liczył na więcej i nie jest zadowolony z wyników szczytu. W pewnym jednak sensie wyniki te są zgodne z doraźnymi potrzebami obu prezydentów.

Dla prezydenta Ukrainy najważniejsze były względy taktyczne: chodziło o to, by mógł wylądować na Ukrainie i ogłosić, że wrócił do politycznego dialogu z Rosją, wszak obywatele jego kraju są wojną już bardzo znużeni. Może więc teraz powiedzieć, że po jego stronie są oczywiste korzyści: szybka wymiana wszystkich zidentyfikowanych jeńców, rozminowanie, czasowe zawieszenie broni. Tylko eksperci zdają sobie sprawę z faktu, że nie jest to imponujący urobek.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej