Memches: Demokracja? Interesy, głupcze

Awantura o warszawskie przemówienie Baracka Obamy – a konkretnie ten fragment wystąpienia, w którym prezydent USA wyraził zatroskanie z powodu sytuacji w polskim Trybunale Konstytucyjnym – pokazuje, jak znaczącą rolę odgrywa autorytet amerykańskiego establishmentu w wewnętrznych sporach nad Wisłą.

Aktualizacja: 13.07.2016 23:33 Publikacja: 12.07.2016 19:32

Prezydent USA Barack Obama

Prezydent USA Barack Obama

Foto: AFP

Każda ze stron obecnego konfliktu politycznego w Polsce chciałaby dowieść, że jej działania mają namaszczenie Białego Domu.

W ten sposób potwierdza się niestety brutalna diagnoza stosunków polsko-amerykańskich, którą sformułował Radosław Sikorski w rozmowie z Janem Vincentem-Rostowskim na jednej z taśm opublikowanych w roku 2014 przez „Wprost". Ówczesny szef polskiego MSZ rzucił wtedy bardzo celną myśl: „Problem w Polsce jest taki, że mamy bardzo płytką dumę i niską samoocenę".

Jak widać, owa „płytka duma" i „niska samoocena" doszły mocno do głosu podczas warszawskiego szczytu NATO – i to bez względu na opcję polityczną. W głównym nurcie polskiej polityki każdy chce uchodzić za przyjaciela Wuja Sama i mieć go po swojej stronie, a więc i po stronie swojego pojmowania demokracji, niezależnie od tego, co z ust Wuja Sama słyszy.

A jak było z mową Obamy? Z jednej strony pojawił się w niej antypisowski podtekst – „dobra zmiana" to zamach na filary demokracji i praworządności: trójpodział władz i wolność mediów. Z drugiej jednak w słowach amerykańskiego prezydenta nie było niczego, co podważałoby wiarygodność obecnego obozu władzy w Polsce. Bo być nie mogło.

Nie oszukujmy się, USA nie będą kruszyć kopii o reguły demokracji i praworządności, zwłaszcza że i w tym państwie dochodzi do takich sytuacji, jak batalia o obsadę Sądu Najwyższego. W ostatnim „Plusie Minusie" Krzysztof Kłopotowski przypomniał, że od kilku miesięcy ciało to obraduje w niepełnym składzie, gdyż większość republikańska w Senacie blokuje zatwierdzenie sędziego wskazanego przez prezydenta.

Wzniosła narracja Obamy to zabieg piarowy, za którym kryje się troska nie tyle o TK, ile o amerykańskie interesy. A te dotyczą przede wszystkim geopolityki i gospodarki. Jeśli PiS je naruszy – paraliżując w Polsce działalność amerykańskich koncernów (na co się nie zanosi) – to można się spodziewać ze strony Waszyngtonu odpowiedzi nie tylko retorycznej.

Tymczasem są kraje NATO mające poważne kłopoty z realizacją tych wartości zapisanych w traktacie północnoatlantyckim, na które powołał się Obama w Warszawie: „demokracji, wolności jednostki i rządów prawa". Wystarczy wskazać Turcję – nie od dziś państwo to w tym zakresie wypada w porównaniu z Polską gorzej. Ale z tej przyczyny Waszyngton nie wypycha Ankary z paktu.

Dlatego z USA trzeba się liczyć. To supermocarstwo i nasz najpotężniejszy sojusznik. Z tego jednak nie wynika, aby treści serwowane przez amerykańskiego prezydenta traktować jako prawdy wiary.

Każda ze stron obecnego konfliktu politycznego w Polsce chciałaby dowieść, że jej działania mają namaszczenie Białego Domu.

W ten sposób potwierdza się niestety brutalna diagnoza stosunków polsko-amerykańskich, którą sformułował Radosław Sikorski w rozmowie z Janem Vincentem-Rostowskim na jednej z taśm opublikowanych w roku 2014 przez „Wprost". Ówczesny szef polskiego MSZ rzucił wtedy bardzo celną myśl: „Problem w Polsce jest taki, że mamy bardzo płytką dumę i niską samoocenę".

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej