Po okresie swego rodzaju jesienno-zimowej hibernacji prezydent Andrzej Duda zaczął dawać oznaki bardziej zauważalnej aktywności politycznej. I znów można odnieść wrażenie, że głowa państwa postanowiła odegrać rolę sumienia dobrej zmiany. Już wcześniej Duda wysyłał sygnały, że dąży do narodowego pojednania, że pamięta o obietnicy budowania wspólnoty, którą złożył przed wyborami. Ale równie często ulegał pokusie wiecowej retoryki i wypowiadał się w sposób, który przysparzał mu później krytyki, a także sprawiał, że znajdował się dość szybko na dalekiej prawej flance sceny politycznej.
Po śmierci Pawła Adamowicza prezydent zachowywał się niezwykle powściągliwie. Na konferencji prasowej po ogłoszeniu informacji o tym, że prezydent Gdańska zmarł, Duda mówił, że zamach na Adamowicza to cios we wspólnotę, we wszystkich, którzy chcą czynić dobro. Prezydent potrafił się też bez kłopotu wycofać ze swego pomysłu ponadpartyjnego marszu przeciw przemocy. Pomysł pojawił się jeszcze przed informacją o śmierci Adamowicza i nie został ciepło przyjęty przez przedstawicieli partii politycznych. Duda tłumaczył, że wycofuje się z pomysłu, ponieważ życzeniem rodziny zabitego prezydenta Gdańska było to, by w dniach żałoby było jak najmniej polityki. Ogłosił też żałobę narodową.
W ubiegły poniedziałek prezydent wziął też udział w warszawskiej archikatedrze we mszy świętej w intencji Adamowicza. Pojechał również do Gdańska, by wziąć udział w jego pogrzebie. Nie miał też kłopotu z przełknięciem gorzkiej pigułki, jaką było usadzenie go w ławce daleko za byłymi prezydentami RP, przyjaciółmi i rodziną zmarłego. – Tuż przed uroczystością zostaliśmy poinformowani, że ani rodzina, ani byli prezydenci nie życzą sobie, by Duda siedział obok nich – mówi nam jeden z prezydenckich urzędników. Prezydent postanowił sprawy nie rozdmuchiwać, zacisnął zęby i nie skarżył się na tę sytuację.
Pytany z kolei na spotkaniu z dziennikarzami o słowa o. Ludwika Wiśniewskiego, który w gdańskim kościele mariackim w gorącym wystąpieniu apelował o to, by wyrzucić z polskiego życia publicznego truciznę nienawiści i pogardy, prezydent nie uchylił się od odpowiedzialności. – Uważam, że słowa ojca Ludwika Wiśniewskiego w takim samym stopniu odnoszą się do mnie, jak i do Grzegorza Schetyny. Do Jarosława Kaczyńskiego i do liderów innych partii. Stefana Niesiołowskiego czy Sławomira Neumanna, jak i prof. Krystyny Pawłowicz. Borysa Budki i Dominika Tarczyńskiego – powiedział Duda, dodając, że naprawianie świata należy zacząć od siebie. Przyznał też, że ostatnio skasował kilkadziesiąt razy swoje wpisy na Twitterze, nim jeszcze je opublikował. – Zacznijmy od tego, aby ręka drgnęła, zanim naciśnie się guzik „wyślij" – dodawał.
Równocześnie z Pałacu Prezydenckiego zaczęły płynąć coraz mocniejsze sygnały dotyczące niezadowolenia głowy państwa z przekazu kreowanego przez telewizję publiczną. Rzecznik prezydenta wspomina coś o resecie we wszystkich telewizjach (a więc również w publicznej), a z pałacu dochodzą sygnały, że Duda bierze pod uwagę weto do tzw. ustawy o rekompensatach, na podstawie której z budżetu państwa do TVP trafić miałoby ponad miliard złotych. Prezydentowi ma się nie podobać ton informacji w telewizji publicznej. W tej sprawie spotkał się też z przedstawicielami Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.