Mogę zagwarantować, że na pewno czeka nas powstanie lewicowej listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Trwają już dosyć zaawansowane rozmowy z różnymi podmiotami. Jest to jednak bardzo skomplikowana układanka: my rozmawiamy z różnymi grupami i partiami – z PPS, Ruchem Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza, Sojuszem lewicy Demokratycznej, Zielonymi…
Na jednym oddechu powie pani, że także z Robertem Biedroniem?
Tak, oczywiście rozmawiamy z Robertem Biedroniem. Trzeba tylko pamiętać, że każdy z podmiotów prowadzi także własne negocjacje, co dodatkowo wszystko komplikuje. I każdy ma własną wizję tego, jak należy wystartować. Mam nadzieje, że do końca stycznia uda nam się zawrzeć konkretne porozumienia, (…) tak, żeby wyborcy i wyborczynie mogli ze spokojem sumienia głosować na lewicowa listę, która reprezentuje wyznawane przez nich wartości. Takie jak walka o prawa kobiet, o prawa pracownicze, o wszystkie prawa człowieka. Bo to jest sfera, która w Polsce ma się źle.
Ale jeden z partnerów waszych rozmów – SLD – rozmawia nie tylko z lewicą, ale także z Platformą Obywatelską. To nie przeszkadza? Rozważacie wejście do wielkiej koalicji anty-PiS?
To akurat jest scenariusz, który wykluczamy. Uważamy, że tworzenie wielkiej bezkształtnej masy jest antydemokratyczne. Nie jest naszym jedynym celem odsunięcie PiS od władzy. Chodzi o realizowanie lewicowych postulatów, zarówno w PE, jak i parlamencie krajowym, a tego PO nie gwarantuje.
A może dałoby się to wynegocjować z Grzegorzem Schetyną?