Chruszczowa: Kaczyński buduje Kreml nad Wisłą

Choć katastrofę smoleńską uznano za wypadek, PiS twierdzi, że była wynikiem spisku Kremla. Brzmi to nieco paranoicznie w ustach Jarosława Kaczyńskiego, który wyraźnie stara się naśladować Putina – pisze politolog.

Aktualizacja: 11.04.2016 20:10 Publikacja: 10.04.2016 19:22

Foto: Fotorzepa

Jedną z najsmutniejszych refleksji towarzyszących 25. rocznicy upadku Związku Radzieckiego jest fakt, że Węgry i Polska, dwa najbardziej niepokorne kraje dawnej radzieckiej strefy wpływów, są obecnie rządzone przez ludzi kopiujących styl Władimira Putina. Jak na ironię, rozmontowują oni niezależne instytucje demokratyczne i ograniczają podstawowe wolności obywatelskie. Sprawdza się stara prawda, że upodabniamy się do tych, których nienawidzimy.

Pogarda dla prawa

Po upadku komunizmu Polska i Węgry podkreślały na każdym kroku, że nie są już państwami Europy Wschodniej. Chciały być częścią Europy Środkowej, a w przypadku Polski – należeć do grupy państw zachodnich na równi z Austrią. Jednak ich obecny sposób sprawowania władzy tak bardzo przypomina putinowski wzorzec, że Unia Europejska może nałożyć na nie sankcje. Takie obawy są w pełni uzasadnione.

Polska, oficjalnie rządzona przez prezydenta Andrzeja Dudę, tak naprawdę jest kontrolowana przez dawnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, szefa Prawa i Sprawiedliwości. To brat bliźniak zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zginął w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w 2010 roku. Leciał tam na obchody mające upamiętnić ofiary katyńskiej masakry oficerów dokonanej przez Rosjan w 1940 roku. Choć katastrofę uznano za wypadek, PiS twierdzi, że była wynikiem spisku Kremla. Brzmi to nieco paranoicznie w ustach Kaczyńskiego, który wyraźnie stara się naśladować Putina.

Zarówno Putin, jak i Kaczyński odnoszą się do prawa z pogardą. Manipulowanie procesami osób uznanych za wrogów reżimu należy do ulubionych metod moskiewskich władz. Do oficjalnych wrogów zaliczono byłego szefa Jukosu Michaiła Chodorkowskiego, który podawał w wątpliwość kwalifikacje Putina na urząd prezydenta, Aleksieja Nawalnego, antykorupcyjnego adwokata, który chciał ustalić stan majątkowy dyktatora, a także punkrockową grupę Pussy Riot, która wyśmiewała rosyjską Cerkiew popierającą pana na Kremlu.

Ostatni przykład to pokazowy proces Nadii Sawczenko, ukraińskiego pilota śmigłowca. Skazano ją na 22 lata więzienia na podstawie sfałszowanych zarzutów, według których miała być zamieszana w zabójstwo dwóch rosyjskich dziennikarzy podczas konfliktu na wschodniej Ukrainie.

Rząd Polski odwołał trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych przez poprzedni gabinet Platformy Obywatelskiej. Takie posunięcie uniemożliwia Trybunałowi kwestionowanie konstytucjonalności uchwalanych ustaw oraz badanie zasadności aktów wykonawczych podejmowanych bez zgody Sejmu. Wykorzystując ułomność polskiego systemu prawnego, rząd odmawia publikacji niektórych wyroków Trybunału. W praktyce oznacza to pozbawienie tego gremium władzy, gdyż nieopublikowane decyzje nie mają mocy prawnej.

Polski rząd idzie również w ślady Kremla, ostro reagując na obywatelskie protesty i krytykę swych działań. Określił je jako szkodliwe dla państwa i inspirowane przez rządy innych krajów. Lider protestów, informatyk Mateusz Kijowski, znalazł się w ogniu osobistej krytyki Jarosława Kaczyńskiego.

Kontrola nad mediami

Media to kolejna sfera, w której Kaczyński buduje Kreml nad Wisłą. W 2000 roku Putin odebrał niezależne sieci, takie jak NTV czy ORT (późniejszy Kanał 1), właścicielom Władimirowi Gusinskiemu i Borysowi Bieriezowskiemu, postrzeganym przez rosyjskiego dyktatora jako wrogowie.

Nowy polski rząd przyjął podobne prawo pozwalające mu na przykład odwoływać i powoływać kierownictwo publicznego radia i telewizji. Zapewnił sobie w ten sposób pełną kontrolę nad znaczną częścią mediów.

Wcale nie lepiej wygląda sytuacja na Węgrzech. Viktor Orbán wyraźnie dąży do skupienia całej władzy w swym ręku, poczynając od roku 2010, gdy rozpoczął drugą kadencję na stanowisku premiera. Przystąpił do tego natychmiast po zmianie konstytucji w celu przejęcia władzy przez swą partię Fidesz oraz po ograniczeniu niezależności tamtejszego Trybunału Konstytucyjnego.

Ponadto, podobnie jak Putin i Kaczyński, Orbán zapewnił sobie kontrolę nad mediami. Wprowadził ustawę dającą mu możliwość dyktowania publikowanych treści, nakładania sankcji, a także przyznawania przywilejów preferowanym stacjom i gazetom. Przepisy te gwarantują również przewagę jego partii Fidesz poprzez ograniczenie możliwości publicznego rozlepiania plakatów opozycji i organizacji pozarządowych. Tymczasem gigantyczne billboardy z uśmiechniętą twarzą Orbána i hasłem „Tylko Fidesz" rozwieszone są na terenie całego kraju.

Oczywiście takie oddawanie hołdu „ojcom narodu" nie jest niczym nadzwyczajnym w krajach rządzonych niedemokratycznie. Wielkie tablice z podobiznami przywódców – od Lenina do Breżniewa – były niegdyś powszechne w Związku Radzieckim. Podobnie było w Rumunii w latach 80. Wzdłuż wszystkich dróg królowały portrety komunistycznego przywódcy Nicolae Ceausescu.

Suwerenna dyktatura

We współczesnej Rosji nie spotkamy wprawdzie zdjęć Putina na rogach ulic. Ale już w telewizji pojawia się on w każdym programie informacyjnym. A podobizny Stalina, słusznie uważanego za pierwowzór putinowskiego reżimu, owszem, zdarzają się tu i ówdzie.

W pierwszych dniach po objęciu władzy Putin proponował stworzenie systemu „suwerennej demokracji", przekonując, że Rosja potrzebuje go, by bronić się przed licznymi zewnętrznymi i wewnętrznymi wrogami. Kaczyński i Orbán używają takich samych argumentów, ignorując fakt, że termin „suwerenność" używany był z upodobaniem przez wszystkich monarchów, a pomijany przez demokracje na całym świecie. Cóż za ironia losu! Konstrukcja polityczna stworzona przez Putina, a później kopiowana przez Kaczyńskiego i Orbána, zamiast demokracji przypomina „suwerenną dyktaturę".

Wydaje się, że w obecnej sytuacji przeciwstawienie się Rosji jawiącej się jako Nemezis zachodniego świata będzie dla Unii Europejskiej bardzo trudnym zadaniem. Musi bowiem poważnie zająć się zwalczaniem antydemokratycznych, narodowych i odśrodkowych tendencji na własnym terenie. (Najlepszym tego przykładem jest zbliżające się brytyjskie referendum w sprawie dalszego członkostwa w Unii). Państwa Europy muszą więc odpowiedzieć sobie na pytanie: czy nakładać na Polskę i Węgry sankcje ekonomiczne lub polityczne, czy też – w interesie zachowania jedności – zaniechać nieprzyjaznych działań wobec krajów, które jeszcze niedawno były nadzieją postkomunistycznej Europy.

Autorka jest wnuczką przywódcy ZSRR Nikity Chruszczowa. Wykłada na nowojorskiej uczelni New School w ramach „Programu magisterskiego spraw międzynarodowych". Była wykładowcą Szkoły Spraw Międzynarodowych i Publicznych Uniwersytetu Columbia. Autorka książki „Imagining Nabokov: Russia Between Art and Politics". Tekst publikujemy w wersji przekazanej nam przez Project Syndicate, bez jakichkolwiek merytorycznych zmian czy poprawek. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Jedną z najsmutniejszych refleksji towarzyszących 25. rocznicy upadku Związku Radzieckiego jest fakt, że Węgry i Polska, dwa najbardziej niepokorne kraje dawnej radzieckiej strefy wpływów, są obecnie rządzone przez ludzi kopiujących styl Władimira Putina. Jak na ironię, rozmontowują oni niezależne instytucje demokratyczne i ograniczają podstawowe wolności obywatelskie. Sprawdza się stara prawda, że upodabniamy się do tych, których nienawidzimy.

Pogarda dla prawa

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Roch Zygmunt: Bronię Krzysztofa Stanowskiego
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: NATO popsują, europejskiego bezpieczeństwa nie wzmocnią
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Franciszek i biała flaga. Dlaczego te słowa nie zasługują jedynie na potępienie?
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Rozdarci między Grupą Wyszehradzką a Trójkątem Weimarskim
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Kampania samorządowa testuje spójność koalicji