W wojskowych planach pozyskanie systemu dalekosiężnej artylerii rakietowej Homar miało dać sygnał wrogom, że koniec żartów – sięgamy po „polskie kły". Zamówienie przez MON za 413 mln dol. od rządu USA pierwszych 20 wyrzutni HIMARS jest jednak zaledwie pierwszym krokiem do budowy poważnego potencjału odstraszania.
Czytaj także: Zamiast na sprzęt wojskowy MON wyda milard złotych na drogi
Szef MON Mariusz Błaszczak na polityczny użytek ogłosił już sukces, mimo że szykowana dopiero (do podpisania w środę) umowa przewiduje skromne zamówienie, na pewno kilkakrotnie mniejsze od kreślonych przez Antoniego Macierewicza mocarstwowych kontraktacji dla rakietowej artylerii. W przygotowywanych jeszcze przez rząd PO–PSL strategicznych założeniach pozyskania mobilnych zestawów rakietowych ziemia-ziemia wyposażonych w importowane precyzyjnie naprowadzane pociski planowano systemy Homar budować siłami krajowej zbrojeniówki. Konstruktorzy Huty Stalowa Wola i zawiązanego wokół HSW konsorcjum poświęcili wiele wysiłku na tworzenie rodzimych koncepcji i projektów.
Dziś nawet o offsecie nie ma mowy. Broń, nawet pojazdy wsparcia, zamówimy u amerykańskiego producenta, takie są reguły transakcji dokonywanych w ramach amerykańskiego programu Foreign Military Sales (FMS). Musi nam wystarczyć zapewnienie, że producent Lockheed Martin do 2023 r. dostarczy nam sprzęt w konfiguracji najbardziej zbliżonej do oręża, który trafia do US Army.
W cieniu patriotów
Skromny kontrakt na wyrzutnie Homar prezentowany jako osiągnięcie podobnie jak niespodziewane zamówienie na 4 mieleckie śmigłowce Black Hawk dowodzi, że polski wyścig zbrojeń przykrawany jest do finansowych możliwości państwa, a budżet MON ugina się pod ciężarem wydatków związanych z realizacją I fazy przeciwrakietowego programu „Wisła". Zakupy zestawów Patriot – także kolejnej transzy tej kosztownej broni – jeszcze na lata określać będą pole finansowego manewru MON i zakres inwestycji wojskowych. To dlatego tak przedłuża się opracowanie nowej wersji planu modernizacji technicznej Sił Zbrojnych. Ministerstwo obiecuje, że dokument, który jest konstytucją sprzętowych inwestycji powstanie w końcu tego miesiąca. Sytuację komplikuje fakt, że resort obrony pod kierownictwem ministra Mariusza Błaszczaka zupełnie zaniechał informowania opinii publicznej o inwestycyjnych planach armii. MON ogranicza się do komunikowania decyzji post factum, gdy zmaterializują się one w postaci wartych grube miliony złotych gotowych umów i kontraktów.