Do pracy w innej gminie dojeżdża ok. 3,3 mln pracowników, czyli 30,6 proc. ogólnej liczby zatrudnionych – wynika z ostatniej publikacji Głównego Urzędu Statystycznego.
GUS w swoich badaniach nie pytał Polaków o ich sytuację, ale przeanalizował dane Ministerstwa Finansów i Zakładu Ubezpieczeń Społecznych właśnie pod kątem miejsca pracy i miejsca zamieszkania. Pochodzą one z 2016 r., jednak wydaje się, że jeśli chodzi o skalę takich międzygminnych przepływów, także obecnie może ona być podobna.
Okazuje się, że najmniej ruchliwi są mieszkańcy Podlasia – tylko ok. 50 tys. osób dojeżdża do pracy do innego miasta. Za to największe przepływy pracowników dotyczą Śląska – ok. 510 tys. osób. Tam największym miastem przyjmującym są Katowice (prawie 114 tys. osób rocznie), Bielsko-Biała i Gliwice (po ponad 30 tys.), co ma zapewne związek z prężnie działającym tam przemysłem motoryzacyjnym. Za to najwięcej osób wyjeżdża z takich miast jak Sosnowiec, Bytom czy Zabrze.
Z kolei wśród miast wojewódzkich najwięcej osób spoza miejsca zamieszkania dojeżdża do pracy do Warszawy – ponad 251 tys. Na drugim miejscu pod tym względem znalazły się Katowice, ale sporo pracowników przyjmują też Poznań i Kraków (po ok. 85 tys.) czy Wrocław (ok. 70 tys.). GUS wyliczył również, że do wielkich miast przyjeżdżają przede wszystkim mieszkańcy okolicznych gmin.
– Mamy więc m.in. potwierdzenie nasilającego się w ostatnich latach trendu migracji podmiejskiej – zauważa Tomasz Kaczor, ekspert z Instytutu Prevision. – Poza tym mamy też w Polsce sporo miejscowości, w których nie ma pracy i trzeba ją znaleźć na największym okolicznym rynku pracy. Wielkie miasta stają się takimi lokalnymi centrami grawitacji ekonomicznej – dodaje.