Chodzi o spotkanie, do którego doszło 2 listopada 2010 roku. Wtedy do Mińska udał się ówczesny szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski oraz ówczesny szef niemieckiego MSZ Guido Westerwelle (był zdeklarowanym homoseksualistą). W cytowanej przez białoruskie media książce "Polska może być lepsza" Sikorski odtwarza rozmowę, która miała miejsce w pałacu prezydenta Białorusi.

- Ale pan prezydent rozumie naturalnie, że miarą naszej europejskości jest tolerancja nie tylko dla mniejszości etnicznych, lecz także dla mniejszości seksualnych - powiedział wtedy Sikorski do Łukaszenki. "Na to Łukaszenko patrzy na mnie jak na wariata i po chwili milczenia mówi z nutą zdziwienia w głosie: Ale my na Białorusi nie mamy żadnych mniejszości seksualnych" - pisze w swojej książce były szef polskiej dyplomacji.

Odpowiedź Łukaszenki nie usatysfakcjonowała Sikorskiego, więc nacierał dalej. - Rozumiem, panie prezydencie, oczywiście Białoruś ma swoją specyfikę. Ale hipotetycznie rzecz biorąc, gdyby w przyszłości pojawiły się tutaj jakieś mniejszości seksualne, to będzie pan je tolerował, prawda? - mówił do prezydenta Białorusi.

Na to, według Sikorskiego, Łukaszenko "uśmiechnął się pobłażliwie" i powiedział: "No, nie wiem, nie wiem... A... lesbijki niech będą... nawet można popatrzeć. Ale pedałów to do autobusów, wywieźć za miasto i będziemy ich trzymać w rezerwatach".

Po tym spotkaniu, cytowany przez rosyjskie media Łukaszenko tłumaczył się, że "doszło do nieporozumienia". Stwierdził, że nie chciał obrazić szefa niemieckiej dyplomacji, ponieważ "nie wiedział, że jest gejem". Mówił, że miał notkę z białoruskiego MSZ na ten temat, ale "jej nie doczytał".