Niemcy Wschodnie. Trochę słabsze trzęsienie ziemi

Izolowana przez elity polityczne Alternatywa dla Niemiec nie zwyciężyła w wyborach do landtagu ani w Saksonii, ani Brandenburgii. Poparła ją jednak jedna czwarta wyborców.

Aktualizacja: 02.09.2019 06:40 Publikacja: 02.09.2019 06:23

Niemcy Wschodnie. Trochę słabsze trzęsienie ziemi

Foto: AFP

W Niemczech nadal nie ma landu, w którym AfD by wygrała. A sondaże jeszcze przed ostatnią fazą kampanii wyborczej w dwóch landach graniczących z Polską dawały jej taką szansę. Zwycięstwo partii antysystemowej, która kojarzy się (a przynajmniej jej jedno skrzydło: narodowo-patriotyczne) z czarnymi kartami historii Niemiec, byłoby wstrząsającym podsumowaniem sytuacji w dawnej NRD 30 lat po upadku muru berlińskiego (rocznica już w listopadzie).

Wstrząs nie jest tak silny, by odczuły je od razu władze całego kraju. Partie wchodzącego w skład rządu kanclerz Angeli Merkel bowiem wygrały: odpowiednio chadecka CDU w Saksonii (gdzie rządzi, sama lub w koalicji, od zjednoczenia Niemiec) i socjaldemokratyczna SPD w Brandenburgii (też rządzi tam tak długo, w różnych konstelacjach). Ale ich straty oraz – przede wszystkim – zyski AfD są na tyle duże, że można mówić o małym trzęsieniu ziemi. Wyrosło ugrupowanie, które jest w obu landach drugą siłą, wygrało też rywalizację w wielu okręgach jednomandatowych, szczególnie przy granicy z Polską. Jego najsilniejszym paliwem jest wciąż niechęć do nowych imigrantów, a zwłaszcza to, że państwo dba o nich bardziej niż o borykających się z problemami Niemców.

W Brandenburgii Alternatywa poprawiła swój wynik prawie dwukrotnie od poprzednich wyborów przed pięcioma laty (teraz zdobyła 23,5 proc. głosów, wtedy 12,2 proc.). A SPD straciła 5,7 punktu procentowego (teraz oddano na nią 26,2 proc. głosów).

Wynik AfD w Saksonii jest jeszcze bardziej imponujący niż w sąsiedniej Brandenburgii – zdobyła poparcie prawie trzy razy większe niż w 2014 roku (teraz 27,5 proc., wtedy 9,7 proc.). A CDU straciła 7,3 punktu procentowego (teraz zwyciężyła zdobywając 32,1 proc. głosów).

Partia, z którą inne nie chcą mieć nic wspólnego, ma poparcie jednej czwartej mieszkańców najważniejszych landów powstałych na gruzach NRD. Jeżeli dodać do tego zwolenników postkomunistycznej Lewicy, z którą dotychczas inne partie nie chciały rządzić na poziomie federalnym, to radykalny sfrustrowany elektorat antysystemowy rośnie do jednej trzeciej.

Z polskiego punktu widzenia te partie mają niedobrą cechę – są mocno prorosyjskie (Lewica jeszcze na dodatek jest antyamerykańska i antynatowska). Uległa im i wschodnioniemiecka CDU. Wbrew Merkel i centrali partyjnej premier Saksonii Michael Kretschmer, walcząc (jak widać skutecznie) o zwycięstwo w swoim landzie, zażądał zniesienia unijnych sankcji na Rosję i zaprosił osobiście Władimira Putina do odwiedzenia saksońskiej stolicy, Drezna, znanego mu dobrze z czasów pracy w KGB.

Saksońska CDU przejęła od AfD także hasło zwiększenia bezpieczeństwa (w domyśle: zagrażają mu obcy) i zatrudnienia setek policjantów.

Jak mówiła mi dziennikarka saksońskiej gazety, AfD to, z nielicznymi wyjątkami, żadni prawicowi ekstremiści, po prostu zwykli ludzie, którzy mają dość tego, co było. Wśród działaczy, z którymi rozmawiałem, jest sporo byłych członków CDU i liberalnej FDP (której nie będzie w landtagu ani w Brandenburgii, ani Saksonii, nie przekroczyła progu 5 proc.). A wiele tysięcy głosów przeszło na AfD od byłych wyborców postkomunistycznej Lewicy.

Zawsze zaskakuje, gdy sfrustrowani warunkami życia są mieszkańcy krajów znacznie bogatszych od tego, w którym mieszkamy my. W wypadku byłej NRD zdziwienie jeszcze zwiększa widok pięknie odnowionych po zjednoczeniu kamienic i zwykłych bloków. Jednak oni tam nie porównują się do Polski, lecz do zachodnich landów, gdzie standard życia jest 30 lat po upadku muru wyższy. Wszystkie najważniejsze przedsiębiorstwa mają też tam swoje siedziby. Gorszy Niemiec, bo z byłej NRD – tak o sobie myśli nadal wielu mieszkańców wschodnich landów.

AfD kiedyś może tu wygrać, zwłaszcza jeżeli przed wyborami media nagłośnią brutalne przestępstwa dokonane przez uchodźców. Ta druga siła w landach wschodnich będzie nadal izolowana. To też niezła pozycja do pozyskiwania nowych wyborców.  

W Niemczech nadal nie ma landu, w którym AfD by wygrała. A sondaże jeszcze przed ostatnią fazą kampanii wyborczej w dwóch landach graniczących z Polską dawały jej taką szansę. Zwycięstwo partii antysystemowej, która kojarzy się (a przynajmniej jej jedno skrzydło: narodowo-patriotyczne) z czarnymi kartami historii Niemiec, byłoby wstrząsającym podsumowaniem sytuacji w dawnej NRD 30 lat po upadku muru berlińskiego (rocznica już w listopadzie).

Wstrząs nie jest tak silny, by odczuły je od razu władze całego kraju. Partie wchodzącego w skład rządu kanclerz Angeli Merkel bowiem wygrały: odpowiednio chadecka CDU w Saksonii (gdzie rządzi, sama lub w koalicji, od zjednoczenia Niemiec) i socjaldemokratyczna SPD w Brandenburgii (też rządzi tam tak długo, w różnych konstelacjach). Ale ich straty oraz – przede wszystkim – zyski AfD są na tyle duże, że można mówić o małym trzęsieniu ziemi. Wyrosło ugrupowanie, które jest w obu landach drugą siłą, wygrało też rywalizację w wielu okręgach jednomandatowych, szczególnie przy granicy z Polską. Jego najsilniejszym paliwem jest wciąż niechęć do nowych imigrantów, a zwłaszcza to, że państwo dba o nich bardziej niż o borykających się z problemami Niemców.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Zmiana prokuratorów od Pegasusa i ogromna presja na sukces
Polityka
Wybory do Parlamentu Europejskiego: Politycy PO na żelaznej miotle fruną do Brukseli
Polityka
Co z Ukraińcami w wieku poborowym, którzy przebywają w Polsce? Stanowisko MON
Polityka
Sejm podjął decyzję w sprawie języka śląskiego
Polityka
Andrzej Szejna: Prawo weta w UE? Nie ma zgody na całkowitą rezygnację