Telefon Trumpa do prezydent Tajwanu Caj Ing-wen, doprowadził do złożenia formalnego protestu przez Pekin. Mimo to - jak zauważa Reuters - jak na razie Trump nie zamierza wyciągać ręki do Chin i prezentuje podejście, które można określić jako konfrontacyjne, choć znaczenie telefonu do prezydent Tajwanu próbował umniejszać przyszły wiceprezydent Mike Pence nazywając rozmowę "grzecznościową".

Tymczasem Trump w niedzielę zaatakował Chiny na Twitterze. "Czy Chiny pytały nas o to, czy w porządku jest dewaluowanie własnej waluty (to utrudnia rywalizację naszym przedsiębiorstwom), nakładanie wysokich podatków na nasze produkty (USA nie opodatkowuje ich (produktów)) albo budowanie potężnego kompleksu militarnego na środku Morza Południowochińskiego? Nie sądzę!" - napisał prezydent-elekt.

USA nie utrzymują stosunków dyplomatycznych z Tajwanem od 1979 roku. Od tego czasu nie dochodziło do oficjalnych kontaktów między prezydentami albo prezydentami-elektami USA i władzami w Tajpej.

Chiny w proteście przeciwko telefonowi Trumpa do prezydent Tajwanu przypomniały, że zgoda na politykę "jednych Chin" jest fundamentem relacji pomiędzy USA a Chinami.

Tymczasem wiceprezydent-elekt Mike Pence nazwał całą sytuację burzą w szklance wody i zrzucił odpowiedzialność na media. Zapewnił, że rozmowa miała charakter grzecznościowy a nie polityczny.