Skąd je brać? Maleńki warszawski wine bar Wine & People zadziwia ambitnymi pomysłami i wynajduje ze świata cymelia. Tak więc sherry jeszcze będzie, na tokaje też przyjdzie pora, lecz na te święta wybrałem cztery wina, w tym dwa rodzynki i dwa z garażu. Zacznijmy od Włoch i od ciekawostek.




Rzut okna na mapę i widzimy apeniński but. Środek kozaka – tam w Apulii to tylko primitivo, prawda? Nieprawda. Oto mam przed sobą równie gęste, dżemowe, ale i korzenne, czerwone aleatico (rodzina muszkatów) od nestora win naturalnych, oldskulowego jak się patrzy Natalino del Prete. Cukier znakomicie współgra z taninami, nie przesłodzi przy deserze. Inny włoski naturalista Podere Pradarolo to okolice Parmy i rzadkie na naszych półkach passito, czyli wino robione z podsuszanych winogron. Czemu się je suszy? Ano żeby grona wydały jeszcze więcej aromatu, smaku i – przy okazji – cukru. A gdy suszy się malvasię di candia aromatico – ultraaromatyczny szczep dający trącące brzoskwinią i słodkim grapefruitem krągłe wina – to wiemy, czego się spodziewać. Deser sam w sobie, chyba że macie na święta foie gras. Delikates, że palce lizać!

A porto, czy na Boże Narodzenie można podać porto? Można, a ja mam dwa w zdumiewających jak na tę jakość cenach, i to będzie ten obiecany garaż. Niech państwa nie zwiedzie „ruby" w nazwie – owszem, formalnie to podstawowe wino, ale nie w tym wydaniu. W tym mocno wiśniowym winie jest karmel, są rodzynki, wanilia, ale przede wszystkim jest zadziorność. Uwielbiam takie chuligańskie wina. Ale jeśli chcecie czegoś eleganckiego, bardziej zniuansowanego, pełnego czaru, to polecam jedno z najlepszych porto dostępnych w Polsce – dziesięcioletnie objawienie. W sam raz na Narodzenie Pańskie. Słodkich świąt!