Protest głodowy w Sejmie przeciwko wprowadzeniu kontraktów dla pielęgniarek w szpitalach w 2010 roku. Myśmy się na to nie zgadzały, bo uważałyśmy, że pielęgniarki znajdą się pod presją, by pracować jak najwięcej godzin, ze szkodliwym skutkiem dla nich samych i pacjentów. Walczyłyśmy też przeciwko przekształceniu szpitali w spółki prawa handlowego.
Ten protest był bardzo spontaniczny. Pielęgniarki postanowiły zostać na galerii sejmowej. Jak to się stało?
Poszliśmy do Sejmu wysłuchać debaty nad nową ustawą wprowadzającą kontrakty dla pielęgniarek. Już po głosowaniu poszłam do toalety i jedna z posłanek mnie spytała: „A tak konkretnie, to o co wam, dziewczynki, chodzi?". Byłam w szoku, bo wyszło na to, że ta posłanka w ogóle nie wiedziała, nad czym głosowała. Wzburzona wróciłam do koleżanek na galerię i mówię: „Słuchajcie, niektórzy z nich nie wiedzą, nad czym głosowali, dostali decyzję, że mają wejść kontrakty, a nie mają pojęcia, o co w tym chodzi. Zostajemy tutaj. Musimy to wytłumaczyć".
Straż marszałkowska nie chciała was wyrzucić?
Po białym miasteczku takiego wyrzucania siłowego nie było. Owszem, przychodzili do nas ministrowie i namawiali do zakończenia protestu. Mówili: „Wyjdźcie, porozmawiamy na spokojnie". Spotkałyśmy się nawet z klubami PO i PSL, ale oni nadal zachowywali się tak, jakby nic nie rozumieli. Upierali się, że to jest świetne rozwiązanie, bo przecież my, pielęgniarki, nareszcie będziemy mogły porządnie zarobić. Koleżanki rozpoczęły głodówkę. Rząd był jednak twardy, nie udało nam się nic ugrać. Przyjechali do nas koledzy i koleżanki z całej Polski i powiedzieli: „Wyjdźcie, bo szans na porozumienie nie ma".
Ale wyszłyście dopiero, gdy zaprosiła was na rozmowę Anna Komorowska.
Tak, zdecydowałyśmy się skorzystać z zaproszenia pierwszej damy. Pani prezydentowa bardzo nam współczuła, że wykonujemy tak ciężki zawód, ale nic nie mogła zrobić. Zresztą wszyscy politycy, bez względu na barwy polityczne, zawsze mówili nam to samo: „My was rozumiemy, ale nic nie dostaniecie, bo nie mamy. Przygotujemy ustawę". Tylko że przygotowanie ustawy trwa około roku, a na koniec okazuje się, że niewiele z niej wynika. Wtedy odeszłam z funkcji przewodniczącej Zarządu Krajowego. Powiedziałam kolegom i koleżankom, że już nic nie jestem w stanie dla nich zrobić.
Ewa Kopacz, która była wówczas ministrem zdrowia, wspierała was podczas białego miasteczka. Nie dało się z nią dogadać?
Ewa Kopacz szczerze wierzyła, że pomysł kontraktów dla pielęgniarek rozwiąże problem braku personelu, bo przyciągnie dziewczyny do zawodu. Stało się odwrotnie, co przewidzieliśmy i przed czym ostrzegaliśmy. Na samym początku swoich rządów w Ministerstwie Zdrowia Ewa Kopacz zaproponowała mi nawet, bym objęła stanowisko wiceministra ds. pielęgniarek, ale nie zgodziłam się. Co prawda uważałam, że przydałaby się taka naczelna pielęgniarka kraju – kiedyś było takie stanowisko, za rządów lewicy– ale czułam, że jeżeli wejdę do rządu, to będą realizowała politykę Platformy Obywatelskiej, a ona chciała wolnego rynku w służbie zdrowia, czyli liczenia kosztów i zarabiania, bez oglądania się na pacjenta. To było dalekie od moich przekonań.
A może przeciwnie, będąc w rządzie, można więcej zrobić?
Nie. Jolanta Szczypińska, pielęgniarka ze Słupska, posłanka PiS, też niewiele mogła zrobić, bo przybrała barwy polityczne. Wszyscy lekarze, którzy zostawali ministrami, starali się przechytrzyć związkowców, żeby nic im nie dać. Ja tego nie chciałam. Wyjść do mediów i powiedzieć: „Uwierzcie mi, państwo, ja to robię dla was", to już dzisiaj nie wystarcza. Ludzie już w to nie wierzą.
Skoro ma pani takie złe zdanie o politykach, to dlaczego w pewnym momencie postanowiła pani startować do Sejmu z listy SLD, a później do europarlamentu z listy Europy Plus, czyli Janusza Palikota?
Pomyślałam, że jeżeli będę mogła się wypowiedzieć z trybuny sejmowej, przekazać moje racje, to może ktoś to wreszcie usłyszy. Nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, że od zawsze byłam związana z lewą stroną sceny politycznej. Dlatego przyjęłam propozycję kandydowania z listy SLD w 2011 roku i Zjednoczonej Lewicy w 2015 roku. Niestety, nie udało mi się zdobyć mandatu. Podobnie było z wyborami do europarlamentu w 2014 roku. Trochę już poznałam mechanizmy, którymi rządzi się Bruksela, bo walczyłam o uznanie kwalifikacji naszych pielęgniarek w Unii Europejskiej. Ktoś przy negocjacjach akcesyjnych popełnił błąd. Okazało się, że kompetencje polskiej pielęgniarki nie są uznawane w Unii. Osiem lat zajęło mi odkręcanie tej sprawy. Od 2013 roku kwalifikacje naszych pielęgniarek są uznawane w całej Unii Europejskiej. Pomyślałam, że jako europosłanka przydam się pielęgniarkom. Ale Europa Plus przepadła w tamtych wyborach i mandatu nie zdobyłam.
Jaki jest bilans protestów, w których pani uczestniczyła?
Jakość mojej pracy, działalności związkowej ocenią przyszłe pokolenia pracownic i pracowników. Powiem tak: za każdym razem wyrywałyśmy z gardła rządom jakieś podwyżki. Wszystkie kraje europejskie potrafiły sobie poukładać system płac w systemie służby zdrowia i nie mają protestów.
My tu, w Polsce, ciągle nie możemy sobie z tym poradzić. Na pewno przez te wszystkie lata zyskałyśmy świadomość polityczną i nauczyłyśmy się, jak walczyć o swoje. Nie wiem tyko, czy wkrótce ktokolwiek będzie o coś walczył, bo młode dziewczyny po studiach pielęgniarskich, znające języki obce, po prostu wyjeżdżają z kraju. Wie pani, że w ciągu czterech lat odejdzie na emeryturę 39 tysięcy pielęgniarek? To więcej niż jedna piąta obecnego personelu, którego już jest za mało. Ale politycy o tym nie myślą.
A co pani zdaniem trzeba zrobić, żeby strajki się skończyły?
Recepta jest oczywista – zwiększyć składkę zdrowotną i powiązać płace w służbie zdrowia ze średnim wynagrodzeniem wyliczanym przez GUS. Wtedy nie trzeba by było co roku szarpać się z rządem o podwyżki, tylko płace byłby waloryzowane automatycznie.
Wtedy i składka musiałaby stale rosnąć.
Ona musi wzrosnąć, bo przy obecnym poziomie finansowania niedługo na płace będzie się wydawało więcej niż na leczenie. Rządzący dobrze o tym wiedzą, tylko znajdują się pod presją sondaży. Dlatego udają, że reformują system. Takie udawanie to ustawa o tzw. sieci szpitali, która w efekcie, zamiast skrócić, doprowadzi do wydłużenia kolejek.
—rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
Dorota Gardias jest pielęgniarką w szpitalu specjalistycznym w Słupsku. W latach 2005–2011 była przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, od 2015 roku przewodniczy Forum Związków Zawodowych