Jedną z poważniejszych chorób współczesnego świata, której wirus zagnieździł się i bezkarnie się multiplikuje również w Kościele, jest aprioryczna jednostronność dokonywanej oceny. Jeżeli jestem „za" czymś, to uznaję jedynie pozytywy, dostrzegam jedynie osiągnięcia tego „czegoś", a wszelkie uwagi o niedomaganiach, brakach czy mankamentach traktuję jako złośliwy atak i zamach na moje poglądy. Jeżeli zaś jestem „przeciwko" czemuś, to z upodobaniem kolekcjonuję wszelkie przejawy słabości, podkreślam mankamenty, uwypuklam błędy, a starannie ignoruję osiągnięcia, sukcesy czy zasługi. Sprawia to, że wszelki dyskurs podlega głównie ocenie politycznej i ideologicznej – jak najszybszemu ustaleniu, czy jesteś sojusznikiem czy też wrogiem. Rozum zostaje wyłączony, zwyciężają emocje i plemiennie potraktowana tożsamość.