A potem przyszła wojna, która, krocząc od południa, z położonego przy jordańskiej granicy miasta Dara, zamieniła ten koncesjonowany asadowski raj w powszechne piekło. Czy świat spodziewał się aż tak brutalnej wojny? Nie mam pojęcia, nic o tym nie słyszałem. Ale nie tylko ja, takiej eksplozji nienawiści nie spodziewał się żaden z ekspertów, nawet ci, którzy świetnie znali szczegóły masakry islamistów w Hamie na przełomie lat 70. i 80. dokonanej przez Hafeza Asada. Od tej pory wspaniała, historyczna Syria jest jak krwawiąca rana świata. Najpierw wojna domowa, oblężenie Hims, Aleppo, ucieczka milionów ludzi do sąsiednich krajów, setki tysięcy bombardowanych, wysadzanych w powietrze, ginących od ran, głodu i z braku pomocy medycznej. Potem koszmar ISIS, przypadkowego, choć logicznego dziecka tej wojny. Barbarzyński ekstremizm, z którym walka stała się obowiązkiem moralnym świata. I świat w końcu się zaangażował. Rosjanie uratowali dyktaturę Asada, Amerykanie wsparli Kurdów walczących z międzynarodówką ISIS.