Memches: Poradzimy sobie bez klechów

Jednym z najbardziej zdewaluowanych pojęć naszych czasów jest miłosierdzie. Widać to wyraźnie przy okazji dyskusji, które poprzedzały rozpoczynający się właśnie synod w Watykanie poświęcony rodzinie.

Aktualizacja: 04.10.2015 12:24 Publikacja: 02.10.2015 01:28

Memches: Poradzimy sobie bez klechów

Foto: 123RF

Rozmaite środowiska opiniotwórcze wysuwają pod adresem Kościoła postulaty, aby ten „poluzował" swoje stanowisko w sprawie udzielania komunii świętej osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych, w tym również jednopłciowych. A część hierarchów kościelnych – i to także tych prominentnych – daje do zrozumienia, że zamierza się do takich oczekiwań w jakiś sposób przychylić.

Rozterki zwolenników zmian dobrze ilustruje rozmowa, którą jezuita, ksiądz Antonio Spadaro, przeprowadził z metropolitą Wiednia, kardynałem Christophem Schönbornem (jej polski przekład opublikował „Tygodnik Powszechny" pod wymownym tytułem „Kościół prostytutek i celników"). Z jednej strony austriacki purpurat przypomina w niej o nierozerwalności sakramentu małżeństwa i konsekwencjach, które się z tym wiążą, z drugiej zaś snuje następującą analogię: skoro poza Kościołem, w innych wspólnotach chrześcijańskich, a nawet innych religiach, są elementy prawdy, to podobnie i w związkach niesakramentalnych można odnaleźć elementy małżeństwa.

Kardynał Schönborn stwierdza między innymi: „Nie można przekształcić sytuacji nieuregulowanej w uregulowaną, ale są drogi leczenia ran i pogłębienia, w którym prawo jest przeżywane krok po kroku. Są też sytuacje, gdy towarzyszący ksiądz, który zna osoby [żyjące w związku niesakramentalnym] w ich życiu wewnętrznym, może dojść do stwierdzenia: »Wasza sytuacja jest taka, że w waszym i moim sumieniu jako duszpasterza widzę wasze miejsce w sakramentalnym życiu Kościoła«". Co konkretnie oznaczają te słowa? Tego już duchowny nie precyzuje. Możemy jedynie snuć domysły.

Pokazuje to swoistą bezradność zwolenników zmian, którzy nie wiedzą, jak je wdrożyć, żeby nie narazić się na oskarżenia o kapitulację wobec liberalnych, wrogich chrześcijaństwu, tendencji kulturowych. Pozornie zresztą wygląda to tak, że kardynał Schönborn kieruje się jak najlepszymi intencjami i sięga głębi problemu. Trafnie bowiem zauważa, że współczesny człowiek popełnia błąd, traktując nauczanie Kościoła nie jako drogę wiary do realnego spotkania z Bogiem, lecz w kategoriach zakazów i nakazów.

To fakt. Tyle że występujący w Ewangelii prostytutki i celnicy – by nawiązać do polskiego tytułu rozmowy – wyprzedzali faryzeuszów w drodze do raju, wyrażając przed Chrystusem szczerą skruchę za swoje grzechy – i nie dlatego, żeby być w zgodzie z jakimiś abstrakcyjnymi doktrynalnymi nakazami, ale z powodu uświadomienia sobie wyrządzonego zła i mając nadzieję na zbawienie w Mesjaszu. Jak to ujął metropolita Bolonii, kardynał Carlo Caffarra: „Jezus nie konfrontuje osoby z normą, ale z prawdą, którą Ojciec wpisał na początku w nasze serce". Potrzeba tu zatem pokory, a nie perfekcjonizmu.

Tymczasem dzisiaj w zalewie antykatolickich wystąpień pojawiają się głosy, że Kościół powinien znieść kategorię grzechu – przynajmniej w odniesieniu do zachowań dotyczących intymnej sfery życia człowieka. Bo przecież żyjący w XXI wieku ludzie potrafią sobie ułożyć życie w sposób właściwy bez wysłuchiwania rad udzielanych im przez klechów. Chociaż oczywiście hierarchowie rozważający dopuszczenie do komunii świętej osób żyjących w związkach niesakramentalnych głośno tego nie powiedzą.

Zniesienie kategorii grzechu miałoby stać się aktem swoiście interpretowanego miłosierdzia. Tym samym się je profanuje, pozbawia wagi, jaką zawsze miało miłosierdzie. Bo przecież chodzi tu o sprawę życia i śmierci, zbawienia i potępienia – celem powinno być trwałe dobro człowieka, będące samo w sobie czymś obiektywnym, a nie poczucie ulotnego szczęścia mające charakter subiektywny.

Dlatego na tak wielką uwagę zasługuje skierowany do ojców synodalnych dokument, który przygotowało w Polsce Forum Środowisk Katolickich „Między synodami". Pada w nim mocne zdanie: „Milczenie Kościoła w kwestii dokonującej się współcześnie redefinicji koncepcji rodziny bywa odbierane jako ucieczka pasterza od owiec".

Być może pobrzmiewa tu dramatyczny ton, ale jak reagować na takie sytuacje jak ta, w której kardynał Schönborn szuka elementów małżeństwa w związkach niesakramentalnych, w tym także jednopłciowych?

A przecież związki sakramentalne też się borykają z problemami. Zawarcie ślubu przed ołtarzem nie gwarantuje tego, że para nie rozwiedzie się potem przed sądem cywilnym. Rozpadają się więc rodziny, cierpią dzieci. Statystyki mówią same za siebie. I to jest dla Kościoła wyzwanie, a nie to, żeby dostrajał on swoje nauczanie do rozmaitych mód ideologicznych i obyczajowych czy namaszczał takie style życia, jakby Boga nie było.

Rozmaite środowiska opiniotwórcze wysuwają pod adresem Kościoła postulaty, aby ten „poluzował" swoje stanowisko w sprawie udzielania komunii świętej osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych, w tym również jednopłciowych. A część hierarchów kościelnych – i to także tych prominentnych – daje do zrozumienia, że zamierza się do takich oczekiwań w jakiś sposób przychylić.

Rozterki zwolenników zmian dobrze ilustruje rozmowa, którą jezuita, ksiądz Antonio Spadaro, przeprowadził z metropolitą Wiednia, kardynałem Christophem Schönbornem (jej polski przekład opublikował „Tygodnik Powszechny" pod wymownym tytułem „Kościół prostytutek i celników"). Z jednej strony austriacki purpurat przypomina w niej o nierozerwalności sakramentu małżeństwa i konsekwencjach, które się z tym wiążą, z drugiej zaś snuje następującą analogię: skoro poza Kościołem, w innych wspólnotach chrześcijańskich, a nawet innych religiach, są elementy prawdy, to podobnie i w związkach niesakramentalnych można odnaleźć elementy małżeństwa.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów