Do niedawna tak naprawdę nikt jej nie zauważał. Grała gdzieś na obrzeżach wielkiego tenisa, była w drugiej setce rankingu, więcej w jej historii było nadziei na wielki skok niż powodów, by weń wierzyć. Teraz jest piąta na świecie z mocnymi aspiracjami do wyprzedzenia czwórki przed nią.
W kilka miesięcy weszła do świata mistrzyń Wielkiego Szlema, wywalając drzwi razem z futryną, zwłaszcza w finale US Open, w którym z hukiem pokonała samą Serenę. 19-letnia panna Andreescu, kanadyjska córka rumuńskich rodziców, zaczęła spełniać w Nowym Jorku swój wielki sportowy sen.