Tradycjonaliści wybierają niezmiennie „Imię róży" (do czego pewnie przyczyniła się popularność filmu), ekscentrycy „Wahadło Foucaulta", dziwacy – „Wyspę dnia poprzedniego".
Osobiście (choć zastrzegam raz jeszcze, nie należę do tej sekty) gustuję w „Cmentarzu w Pradze", mimo całego pogmatwania akcji, dłużyzn i wylewającej się falami z kilku rozdziałów nudy. Jest jednak coś genialnego w tej książce. Coś, co porwało mnie bez reszty od dnia pierwszej lektury i po dziś dzień budzi uśmiech zazdrości. Z jednej strony – kapitalna konstrukcja powieści, w której w tłumie realnych faktów i postaci tylko główny bohater jest wymyślony. Z drugiej – porywająca i jakże barwnie opisana historia słynnych „Protokołów Mędrców Syjonu".