Nowy prezydent Ukrainy jako doświadczony aktor ma bardzo dobrze opanowane techniki skupiania na sobie uwagi i pozyskiwania sympatii publiczności. Przyjeżdżając do Polski, wiedział, że publiczność – w tym przypadku nasza opinia publiczna – zgłasza oczekiwanie na przełom w stosunkach Warszawa–Kijów i to na taki, którego inicjatorem będzie właśnie Ukraina. Wyciągnął więc rękę na zgodę i ogłosił przełom na Facebooku. Osiągnął cel, choć właściwie niczego konkretnego jeszcze nie zrobił poza deklaracją, że polskie prace ekshumacyjne na Ukrainie mogą zostać wznowione. W polityce jednak liczą się też takie gesty oraz atmosfera, w jakiej są dokonywane.
Tu Zełenskiemu okoliczności akurat sprzyjały. Już od jego zwycięstwa nad Petro Poroszenką nad Wisłą zapanowała atmosfera wyczekiwania. Zaczęto mówić, że nowe otwarcie jest możliwe, bo nie jest uwikłany w spory historyczne i nie ma łatki banderowca. Poza środowiskami skrajnymi po obu stronach granicy polsko-ukraińskiej panowało już zmęczenie konfliktem o przeszłość, który żadnej ze stron nie przynosił oczekiwanych efektów.
Zełenski, zostając prezydentem, wywrócił do góry nogami stolik z ukraińską polityką i musiało to wpłynąć na stosunki z Polską. Obok wyczekiwania pojawiła się więc też nadzieja. Wizyta w Warszawie przy okazji uroczystości związanych z rocznicą wybuchu II wojny światowej była dobrą okazją, by tę nadzieję podtrzymać. Miała wysoki, oficjalny status, ale poza słownymi deklaracjami nie wymagała konkretów w postaci podpisanych umów. Nieobecność Donalda Trumpa sprawiała, że prezydent Ukrainy był jednym z ważniejszych gości.
Kilka ciepłych słów, uścisków dłoni, życzliwa rozmowa, wspólna konferencja prasowa z prezydentem Andrzejem Dudą i wreszcie słynny już wpis w mediach społecznościowych wystarczyły, byśmy chcieli uwierzyć, że przełom jest naprawdę możliwy. Oczywiście łatwiej uwierzyć, gdy ogłasza go uśmiechnięty i sympatyczny młody człowiek, a nie gdy przemawia do nas z marsową miną surowy Petro Poroszenko.
Warto przypomnieć w tym kontekście hołd ofiarom rzezi wołyńskiej, jaki latem 2016 r. złożył w Warszawie właśnie Poroszenko. Był to wielki, uroczysty gest prezydenta kraju, któremu wpis Zełenskiego nie może dorównać powagą, a jednak nie chcieliśmy wtedy wierzyć w żaden przełom.