Plus Minus: Został pan po przewrocie majowym ministrem spraw zagranicznych i funkcję tę sprawował przez sześć lat. Próbował pan poprawić relacje z Niemcami. Jak wyglądały te próby względem Gustawa Stresemanna, niemieckiego kanclerza i ministra spraw zagranicznych znanego z niechęci wobec Polski? Spotkał go pan w 1926 r. na forum Ligi Narodów, kiedy dyskutowano o przystąpieniu Niemiec do Ligi.
Po zwykłych formalnościach oświadczył, że bardzo chciał się ze mną zobaczyć, ponieważ jest wiele spraw, które pragnie omówić. Zaproponowałem, że złożę mu wizytę w hotelu, a wówczas zaprosił mnie na herbatę. Był w Genewie lubiany – niewątpliwie dzięki swobodnemu sposobowi bycia. W rzeczywistości zawsze unikał bezpośrednich rozmów ze mną na drażliwe tematy, w jakie obfitowały stosunki między naszymi krajami. Nigdy nie rozmawialiśmy o licznych skargach, które Niemcy popierały na forum Rady (Ligi Narodów). Konsekwentnie unikał takich rozmów, wychodząc z założenia, że należą one do obowiązków niższych rangą członków obu delegacji. Sam zwykle przyjmował wyniosłą postawę kogoś, kto nie interesował się błahostkami, a przecież jego urząd nigdy nie omieszkał, gdy zdarzała się okazja, składać antypolskich skarg w imieniu niemieckiej mniejszości. Nieodmiennie dawał do zrozumienia, że nie jest to jego osobista polityka.