Richard Linklater, ekranizując powieść Marii Semple, pogubił się nie mniej niż tytułowa Bernadette. Zamiast skupić się na zaburzeniach psychicznych bohaterki oraz nieco toksycznej relacji z dzieckiem określanej jako przyjaźń i przywiązanie, reżyser niepotrzebnie przykłada wagę do pobocznych wątków, które nie tylko spowalniają narrację, ale przede wszystkim wprowadzają chaos.

I choć tytuł „Gdzie jesteś, Bernadette?" sugeruje fabularną intrygę, to trzeba go raczej czytać metaforycznie. Bo właśnie taki sens ma próba odnalezienia bohaterki – niegdyś artystki, wziętej architekt, zdobywczyni nagród, a obecnie kobiety zmagającej się z traumą kilku poronień, trwoniącej czas i talent. Ta przepaść pomiędzy przeszłością a teraźniejszością wyraża się najpełniej poprzez niechęć do Seattle, w którym mieszka, i tęsknotę za San Francisco, gdzie niegdyś była gwiazdą. Kryzys twórczy zatruwa życie bohaterki i dopiero podróż pozwoli jej odnaleźć dawne pokłady energii.

Optymistyczny finał jest wpisany w tego typu opowieści, jednak u Linklatera przychodzi on tak topornie, że ostatecznie dość trafny morał, nakazujący skupić się na samym sobie, a nie tylko na innych, nawet najbliższych, nie ma szans wybrzmieć tak mocno, jak powinien.

„Gdzie jesteś, Bernadette?", reż. R. Linklater, dyst. Forum Film Poland

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95